poniedziałek, 9 grudnia 2013

27

JEŻELI JESZCZE TU JESTEŚ I DALEJ CZYTASZ TO BEZNADZIEJNE OPOWIADANIE, TO PROSZĘ NAPISZ KRÓTKI KOMENTARZ "JESTEM" ALBO "CZYTAM" ALBO NAPISZ MI NA ASKU - http://ask.fm/TalaSt BYM WIEDZIAŁA CZY DALEJ MAM TO PISAC.

 PRZEPRASZAM, ŻE NIE PISZĘ "CI" TYLKO, ŻE "C" Z KRESKĄ XD BO MAM ZWICHNIĘTĄ KLAWIATURĘ, KTÓRA NIE MOŻE TEJ GŁUPIEJ JEDNEJ LITERKI ZROBIC XD
NAPISZCIE CO SĄDZICIE NA ASKU.

27


- Casy co się stało? Kto napisał? - zapytał się mnie Burk, podchodząc do mnie.
Gdybym mogła zapaśc się pod ziemię to w tym o to momencie, zrobiłabym to. Dlaczego? Dlatego, że mam dośc bycia tą najgorszą. Mam dośc bycia suką, szmatą, kurwą dla innych. Wiem, nie powinna obchodzic mnie opinia tych, którzy po prostu na to nie zasługują no ale.. kiedy ktoś cały czas ma Was za taką to jednak zaczyna bolec...no nie? Czy tylko ja jestem taka dziwna?
- Casandla! - krzyknął mój przyjaciel
- Nie wiem kto napisał okay? Nie mam zielonego pojęcia! Jakiś porąbany numer, nie znam go! - krzyczałam jemu w twarz, płacząc. To nie jest normalne.
- A powiesz mi łaskawie czemu płaczesz? co napisał ten ktoś? - mimo to jak go traktowałam on spokojnie do mnie mówił. Ja bym nie wytrzymała.
- "Co by się stało gdyby Bieber dowiedział się, że jest z kurwą która jedyne co robi to puszcza się na batrod? dziwek pełno, czemu akurat ty?" - czytając to jąkałam się, płakałam, pociągałam nosem. Nie wiem, czy cokolwiek zrozumiał.
Burkley podszedł do mnie i mocno przytulił. Tego potrzebowałam. Za to go właśnie kocham, bo jest wtedy kiedy go potrzebuję. Nie będzie mi pieprzył co powinnam zrobic kiedy płaczę tylko przytuli. To jest cudowne uczucie. Płakac mu na ramieniu. Tak cholernie się cieszę, że odzyskaliśmy siebie. Nie wiem co bym bez niego zrobiła.Pewnie w tym monecie jakbym nie miała jego, najzwyczajniej w świecie pocięłabym się. Chociaż nie, gdyby w sumie go nie było to bym nie miała tego problemu.
- Burkley.. ja.. przepraszam. - nazwijcie mnie głupią, ale nie wiem czemu go przepraszałam. Może dlatego.. nie.. nie wiem okay?
- Nie masz za co kochanie. To ja powinienem przeprosic. Przeze mnie będziesz miała kłopoty. - wyszeptał obejmując mnie.
Zwariowałam? kiedy mnie przytula czuję ciepło, co prawda nie to samo jak przytula mnie Justin, ale jednak jest tak jakoś dziwnie. Pamiętam, do tej pory, jak w podstawówce byłam w Burkley'u szaleńczo zakochana. Znaczy bynajmniej tak myślałam, ale to chyba nie było to. Bo jak się kocha to na zawsze no nie? A ja go już nie kocham, chyba. Nie.. kocham Justina. To on jest moim skarbem, to on jest moim oczkiem w głowie. Nikt więcej.
- Nie przepraszaj, nie będę miała kłopotów. - uspokoiłam go, głaszcząc jego policzek.
- A co jak Justin w to uwierzy? Poważnie ja nie chcę abyście się pokłócili przeze mnie. - spojrzałam w jego oczy. Były przerażone, tak jak i on. To dziwne.
- Nie pokłócimy się. Zaufaj mi. - uśmiechnęłam się do niego.
- Ufam Ci. Najbardziej na świecie. I żadna dziewczyna tego nie zmieni. - nasze twarze były blisko, jakby chciał mnie pocałowac. Patrzał mi się głęboko w oczy i jego twarz była coraz bliżej mojej. Kiedy spojrzał mi na usta i prawie zetknął swoje z moimi, jakiś głos powiedział mi w głowie "Masz chłopaka". Od razu się odsunęłam.
- Ja.. p-przepraszam - jęknął.
- Nic nie szkodzi.. po prostu zapomnijmy o tym ok? - zaproponowałam. Miałam po prostu cichą nadzieję, że on nic do mnie nie czuje a ten pocałunek, prawie pocałunek, był pod wpływem emocji.
-Kiedy ja nie chcę.. - wyszeptał bardzo cicho, ale na tyle głośno bym mogła zrozumiec.
- D-dlaczego? - bałam się o to pytac.
Proszę powiedzcie mi, że to się nie dzieje. Ja nie chcę aby cokolwiek do mnie czuł. To będzie dla mnie bardzo niezręczne.
Siedzieliśmy tak w ciszy.. Przez tą niezręczną sytuację zaczęłam podziwiac pięknego tego miejsca. Ten plac zabaw wyglądał jak z horroru, nie wiem dlaczego tak go uwielbiałam. Na przeciwko ławki na której siedzieliśmy była piaskowa ulica, a obok niej bloki, w których chyba nikt ze strachu przed tą okolicą nie mieszkał, obok bloków były drzewa i w miarę możliwości zadbana trawa. Jednak ta na placu wyglądała okropnie. Na środku znajdował się stół pingpongowy, bynajmniej kiedyś do tego służył. Teraz jedynie można na nim siedziec, lub robic inne rzeczy. Chwilę przed stołem, obok ścieżki był tak zwany przeze mnie kręciołek. W połowie zepsuty, więc trzeba miec serio bardzo dużo siły aby mocno się zakręcic. Pamiętaj jak kiedyś po lewej stronie od kręciołka stał domek ze zjeżdżalnią, ale był na tyle zniszczony, że musiał się zawalic albo po prostu ktoś go zabrał. Nie wnikam. Nie daleko stołu, bliżej naszej ławki znajdowała się ta huśtawka na dwie osoby. Po naszej prawej stronie była normalna huśtawka, wcześniej na tej róże wisiały jeszcze dwie ale się po prostu zawaliły. Po lewej stronie była huśtawka dla dzieci. A obok niej wejście, którego normalnie nie zobaczycie, dopóki nie zaczniecie szukac, do kotłowni. Bynajmniej tak na to mówią. Kiedyś miała to byc kotłownia, ale nie udało się jej zbudowac i ten w połowie zniszczony budynek stoi tutaj od czasów drugiej wojny światowej. Uwielbiam to miejsce, tak jakoś mnie intryguje. Jak spojrzysz pod dobrym kontem, to przez niski mur widac schody wewnątrz kotłowni, na których ja i Justin pierwszy raz się pocałowaliśmy. Od razu się uśmiechnęłam.
- Boję się.. - z rozmyśleń wyrwał mnie Burkley.
- Czego?
- Że coś do Ciebie poczuję.. - zaskoczył mnie tym. Byłam zdumiona. Nie wiem jak to nazwac. On jest moim przyjacielem, tylko, prawda?
- A Alba? - przecież mówił mi, że ona jest dziewczyną jego życia. Nie rozumiem no.
- Nie wiem sam.. Casy.. czy Ty dalej mi najbardziej ufasz? Czy Justinowi? - nie wiedziałam co mam na to odpowiedziec. Jednak ufam Burkley'owi ale czy najbardziej? Odkąd pojawił się Justin w moim życiu to nic nie jest takie samo. Nie przyjaźnię się z Noemi, nie ufam już swojemu przyjacielowi najbardziej. No nic.
- Znaczy ja.. Burk ja nie wiem. Justin to mój chłopak, jemu chyba ufam najbardziej. - musiałam mu powiedzie prawdę, nie chcę aby myślał inaczej.
- Ah.. rozumiem. Czyli Justin przekreśla teraz wszystko co między nami było? - zaskoczył mnie swoją nagłą postawą. Zaczął się robi agresywny i nie ukrywam bałam się.
- Jak między nami? Nic między nami nie było.. - a ja dalej mówiłam spokojnie.
- Przestań Cas.. wiem, że coś iskrzyło. - Od kiedy on miał takie wielkie ego? nie poznaję go.
- Odkąd pojawił się Justin to się zmieniłaś na gorsze. Nie widzisz świata poza nim...
- Bo go kocham! - krzyknęłam przerywając mu.
- Ale są też osoby, które kochają Ciebie i nie koniecznie mają na imię i nazwisko Justin Bieber. - powiedział i pobiegł sobie. Po prostu mnie tak zostawił.
Wstałam i zaczęłam kopac wszystko co popadnie. Deszcz zaczął padac i moje włosy stały się okropne. Zaczęłam płakac.. przecież to co powiedział to nie prawda nie? on kłamał. On tak nie myśli, powiedzcie, że się nie mylę. Moje łzy rozmazały mój cały makijaż. To wszystko robi się podejrzane. Może on dalej jest po stronie tamtych złych ? Ugh. Może on tak naprawdę chce mnie wykorzystać? Może mnie już nie lubi? Może chce Justina? wszystko zaczęło wirować, usiadłam na ławce i płakałam. Patrzałam na wejście do kotłowni i przypomniałam sobie jak poznałam Justina. Odruchowo wzięłam kawałek szkła, który był obok mojego prawego buta i spojrzałam na mnie.
Czy to jest to co chcę zrobić?
Czy to przez emocje?
Czy ja tego chcę?
Nie wiem, wiem, że naprawdę zrobiłam to. Pocięłam się.

************
Organizacja.
Wiem, że się na mnie zawiedliście. Wiem, że już tego nie czytacie i mnie nienawidzicie. Ale wiem też, że bardzo was kocham. Fakt, rozdziały nie są często i nie będą bo mam problemy ze zdrowiem i wiele innych, ale kogo to obchodzi. Ale postaram się dodawać je częściej.Nic nie obiecuje, bo wiem, że będę miała teraz mało czasu bo idą święta i ja mam dużo nauki na keyboardzie.
Bardzo was przepraszam. Na pewno rozdziały nie będą co miesiąc lub dwa. To wam obiecuję. Ale też nie będą często. Tylko błagam, nie zniechęcajcie się, bo ja nie przestałam tego pisac, tym życ i to kochac. 
Więc mam prośbę. Jeżeli to czytacie to napiszcie mi w komentarzu albo na asku, abym wiedziała kto tu jeszcze jest, proszę. http://ask.fm/TalaSt

A no i 14 lutego wychodzi piosenka dla Justina Biebera od POlish Beliebers gdzie ja i moja ukochana Agnieszka <wielkie pozdrowienia dla niej> jesteśmy organizotatorkami czy jak to się pisze haha xx

I jeszcze coś, zaczynam pisac takie swoje, wlasne wymyslone 'imaginy' na swoim photoblogu, wiec zapraszam ;] - http://www.photoblog.pl/sonelia/profil


kocham was najmocniej, tala st.
@OfficialTalaSt
ask.fm/TalaSt

czwartek, 7 listopada 2013

34 TYS?!

POWAŻNIE? 34 TYSIĄCE? CZY ŹLE WIDZĘ? CZY ŹLE CYFRY ODCZYTUJE?

JA NIE MOGĘ W TO UWIERZY.. NIE WIEM CO MAM PISA. JAK ZAKŁADAŁAM TEGO BLOGA TO SĄDZIŁAM, ŻE TO BĘDZIE JAKIEŚ BADZIEWIE BO TAK JEST, ALE ŻE NIKT NIE BĘDZIE TEGO CZYTAŁ, ŻE NIKT TUTAJ NIE BĘDZIE WCHODZIŁ.

NIE MOGĘ W TO UWEIRZYC..

NIE WIEM NO, DZIĘKOWAC TO ZA MAŁO. DODAWAC ROZDZIAŁY ZA MAŁO. NIE WIEM JAK MAM SIĘ ODWDZIĘCZYC..

DZIĘKUJĘ WAM Z CAŁEGO SERCA. JESTEŚCIE NAJLEPSI WIECIE?


PROSZĘ, PISZCIE MI NA ASKU CO SĄDZICIE O BLOGU, PONIEWAŻ BARDZO RZADKO PATRZĘ NA BLOGU NA KOMENATARZE, A CHCIAŁABYM WIEDZIEC CO SĄDZICIE :)

A JA ZABIERAM SIĘ ZA PISANIE ROZDZIAŁU.


KOCHAM WAS, TALA ST.

sobota, 2 listopada 2013

26

SPECJALNA DEDYKACJA DLA MOICH WSZYSTKICH CZYTELNIKÓW <3 KOCHAM WAS NAJMOCNIEJ <3 PRZECZYTAJCIE NOTATKE POD ROZDZIAŁEM.

26


Justin's POV

Leżałem w łóżku podziwiając piękno naprzeciwko mnie. Tak, była to moja dziewczyna. Przyglądałem się jej pieprzykom, jej oczom  i wszystkim innym. Jest doskonała. Nie ma w sobie żadnych wad, a czy to jest normalne? Wątpię. Nie potrafię znaleźć w jej wyglądzie nic, co by mogło kogoś odstraszyć od niej . Jest taka jaka by chciała być każda dziewczyna. Mówiąc skrótem, jest moją księżniczką z bajki.
- mmm - Cas przeciągła się.
- Witaj kochanie. - przybliżyłem twarz do niej i pocałowałem ją. Odwzajemniła pocałunek.
Obiecuję, gdybym mógł to całowałbym ją cały czas. Jej usta są takie delikatne, takie bezbronne. W sumie tak jak i ona.
- Jak się spało? - zapytałem kiedy otworzyła oczy.
- Cudownie. a Tobie? - zapytała się mnie szeroko się uśmiechając.
- Jak nigdy, od kiedy śpię z Tobą zawsze się wysypiam. - Pocałowałem ją w policzek. Spojrzałem na jej piękne oczy. - jesteś moja. - pocałowałem ją w usta.
- Twoja - szeroko się uśmiechnęła.
- Idę zrobić nam śniadanie. - Wstałem z łóżka, zakładając na swoje szare bokserki, czarne dresy. I zszedłem na dół.
Wyjąłem odpowiednie rzeczy do zrobienia naleśników. Robiąc je myślałem nad wszystkim. Czy to możliwe aby być w kimś tak zakochany? Czy to jest normalne, że kocham Casandlę najbardziej na świecie? Dosłownie. Jest dla mnie wszystkim, jest moim powietrzem, bez niej nie mogę oddychać. Powiedzcie mi czy to jest normalne? Czasami mam uczucie jakby był to dziwny sen, dziwny ale przepiękny. Sen z którego przenigdy nie chciałbym się obudzić.
Skończyłem smarzyć ostatniego naleśnika. Wtedy zeszła Casandla, ubrana w czarne rurki, różową koszulę na ramiączka. Włosy miała rozpuszczone, wyglądała jak anioł. Jak mój zbawiciel. Wyglądała przepięknie. Stałem zapatrzony na nią, z otwartą buzią.
- Halo. Justin. - pomachała ręką przed moimi oczami.
- Tak. Jestem. - odpowiedziałem składając całusa na jej ustach.

Casandla's POV

- Justin, mogłabym sobie dzisiaj zrobić z Burkley'em taki dzień nasz własny? aby spędzić z nim trochę czasu... chyba rozumiesz. - Było mi głupio pytając się go o to. W sumie nie potrzebnie zapytałam bo  jednak mam do tego prawo. To mój chłopak, nie mąż.
- Tak, oczywiście. Ale nie rób nic głupiego ok? - czy on mi nie ufa?
- Ufasz mi? - zapytałam. trochę się bałam o to zapytać a tak bardzo mnie to ciekawiło. I to od dłuższego czasu.
- Cas... - przybliżył się do mnie. - wyobraź sobie.... jesteś w załamaniu psychicznym, wszystko co robisz, wszystko o czym myślisz jest negatywne. Nie potrafisz spojrzeć na świat realistycznie ani optymistycznie. Nie widzisz czerwonego, żółtego, fioletowego i reszty... widzisz tylko czarny, biały i szarny. Widzisz wszystko pesymistycznie. Boisz się spróbować, boisz się nawet wstać z łóżka i spojrzeć w okno, gdzie widzisz tam słońce, które automatycznie zamienia Ci się w czarną dziurę. Boisz się każdego głosu, każdego ruchu. Boisz się ludzi. Nie potrafisz z nikim porozmawiać, ani słowem nie odzywasz się do nikogo, tak jakbyś przestała umieć mówić. Nagle, spotykasz chłopaka, najpiękniejszego  na świecie, przypomina Ci anioła. Stawiasz obok niego inną osobę i porównujesz. W obcej osobie widzisz szarość, smutek, brak koloru. W nim widzisz szczęście, kolorowe ubrania, piękne brązowe włosy, najpiękniejsze brązowe oczy, przepiękna niebieska koszula, i czarne spodnie, które również mają inny wygląd. Widzisz go tak jak nigdy nic nie widziałaś. Kiedy jest obok Ciebie, kiedy czujesz jego oddech, kiedy czujesz go w pobliżu, kiedy dotykasz go.. to wszystko nabiera koloru, wszystkie szare rzeczy stają się kolorowe. Patrzysz z powrotem na słońce i je widzisz, piękne, świecące. Od razu stajesz się szczęśliwa. Twoja buzia się otwiera i po prostu zaczynasz mówić. Zaczynasz opowiadać mu wszystko, zaczynając od narodzin kończąc na tym co byś chciała robić w przyszłości. Opowiadasz każdy najmniejszy szczegół z swojego życia. Zaczynasz dzięki mu ufać ludziom i poznawać świat. Tak jak się czuję przy Tobie. Czuję się nowo narodzony, czuję się wyjątkowy, inny. Ja... Kocham Cię. - powiedzcie mi, że zwariowałam. Ale nigdy nie słyszałam tak piękych słów.
Możecie zacząć mnie wyzywać, możecie mówić jaka ze mnie pusta idiotka, bo wierzę w takie słowa. Ale takie coś, wypowiedziane przez osobę, którą szczerze kochacie całym swoim małym, skromnym serduszkiem, to jest coś pięknego. Zaufajcie mi. To jest jakbyście usłyszeli od swojego idola, który mówi wam prosto w twarz, że Was kocha i nie chce stracić. Przechodzą Cię wtedy ciarki, masz motylki w brzuchu, łzy w oczach i po prostu nogi Ci się uginają. Inni mogliby powiedzieć, że wyglądam jakbym zobaczyła ducha albo jeszcze gorzej, że mam jakąś chorobę, lub jestem załamana psychicznie. Bo na pierwszy rzut oka tak to wygląda. Ale nie, ja po prostu jestem najszczęśliwszą osobą na ziemi. 
- Też Cię kocham. - powiedziałam przez łzy, które splywały po moich policzkach, jakby miały wyścig..kto pierwszy przy mecie, ten szczęśliwy do końca życia. .Łzy szczęścia. Justin uśmiechnął się i pocałował mnie. Był to długi i szczery pocałunek, przepełniony miłością, namiętnością i pożądaniem.
Oderwałam się i zabrałam się za śniadanie. Jedliśy je w ciszy. Nie potrzebowaliśmy słów, wystarczyły oczy. Po zjedzeniu wyjełam telefon i odeszłam od stołu, przepraszając mojego chłopaka. Wiecie, tak z grzeczności, wypada.

/Rozmowa przez telefon/
- Halo? - odebrał za 3 sygnałem mój przyjaciel.
- Cześć Burk. - przywitałam się.
- O hej Casy. Co tam? - zapytał się.
- A nic ciekawego, właśnie zastanawiałam się czy nie chciałbyś dzisiaj się spotkać co? Wiesz, bardzo długo się nie widzieliśmy a ja bardzo się za Tobą stęskniłam i po prostu chciałabym nadroobić to wszystko. Taki dzień najlepszych przyjaciół, co Ty na to? - trochę się bałam, że odmówi wiecie? nie wiem czemu...
- Jasne. Będę po Ciebie za godzinkę. Papa, kocham Cię. 
- Ja Cię też. - rozłączyłam się.
/Koniec rozmowy/

Błagam, nie zrozumcie mnie źle. Kocham go, naprawdę go kocham, ale nie tak jak Justina. Burkley to mój najlepszy przyajciel, jest jak brat, jak członek rodziny, kocham go ponad życie. Justin to mój chłopak, jest jak nie wiem no.. narzyczony. Nie wiem jak to określić. Również kocham go ponad życie. Za oboje oddałabym swoje życie. Skoczyłabym za nimi w ogień. Biegłabym tysiąc mil aby się z nimi pożegnać gdyby umierali. Nazwijcie mnie szaloną, ale nie widzę świata poza nimi.
- Kochanie! - usłyszałam, jak Justin woła mnie z salonu. Od razu ruszyłam w jego stronę.
- Słucham? - stanęłam naprzeciwko niego.
- Może skoro Ty dzisiaj spotykasz się z Burkley'em to ja załatwię Twoją sprawę co? - niepewnie podrapał się po głowie. Co on ma na myśli?
- Nie rozumiem...
- Casandla.. nie chcę byś cierpiała i oddam wszystko, abyś już nie miała więcej kłopotów. Dowiem się kto Cię tak nęka. Obiecuję. - czy ja się przesłyszałam czy co?
- Justin.. kłopoty to moje życie. Tego nie zmienisz.
- Zrobię wszystko co się da. Wrócę o 19. Miłej zabawy, kocham Cię. - pocałował mnie na pożegnanie i wybiegł z domu.
- Ja Ciebie też. - wyszeptałam do zamkniętych już drzwi.
Nie rozumiem czemu aż tak mu zależy. Rozumiem, kocha mnie i nie chce aby coś mi się stało. Ale ja się już do tego przyzwyczaiłam. Z tego nie da się wyjść. To moje życie, nie zmienię go, choćbym nie wiadomo jak chciała. Tak juz bywa no.
Poszłam na górę do swojego pokoju, usiadłam przed komputerem i włączyłam facebooka i twittera. Długo mnie tam nie było. Ostatnio nie mam czasu na to. To boli. Nie mieć czasu dla siebie. Włączyłam stronę główną facebooka, pojawił się tam wielki napis.
" Poszukiwana! April Jones! "
Nie rozumeim.. April.? April Jones, najlepsza przyjaciółka Noemi, która mnie olała dla niej, zaginęła? Cóż to się stało? Jakoś nie specjalnie mnie ciągnęło aby to przeczytać więc po porstu to ominęłam. Nie zrozumcie mnie źle.. nie lubię April i nie interesuje mnie to czy sobie jest w domu czy jej nie ma. Jej życie, za dużo dupy dawała i teraz jakiś pedofil pewnie ją zwinął i ma za swoje.
Po chwili rozległ się dzwonek do drzwi. Wyłączyłam komputer i akurat dostałam sms'a.

Od: Noemi
Do: Cas
"Możemy się spotkać?"

Od: Cas
Do: Noemi
"Dzisiaj mam inne plany, idę spotkać się z przyjacielem."

Od: Noemi
Do: Cas
"Z Burkley'em?"

Od: Cas
Do: Noemi
"Yeah, narazie."

Po co chce się ze mną spotykać? A no tak..zapomniałam, że jej przyjaciółeczka zaginęła to teraz nie ma nikogo. Nie ze mną takie gierki.
Zbiegłam po schodach, wzięłam kurtkę i wyszłam z domu, gdzie czekał na mnie mój przyjaciel. Zakluczyłam drzwi i przywitałam się z nim.
- Hej. - pocałował mnie w policzek.
- Cześć. To co? Może pójdziemy na BATROD co? - zaproponowałam mu.
Jako dzieciaki uwielbialiśmy tam chodzić. Tam się poznaliśmy. To dziwne, że Burk'a i Justina tam poznałam a teraz oboje znaczą dla mnie najwięcej. 
- Może być. Panie przodem. - Weszłam do jeog samochodu, i pojechaliśmy. 
Tak długo nie spędzałam z nim czasu, aż się stęskniłam wiecie? Dojechaliśmy na miejsce i od razu poszliśmy na naszą ławkę, na niej pierwszy raz się pocałowaliśmy. Wiecie, byliśmy dzieciakami, wypiliśmy sobie po piwie i zaczęło nam odbijać, więc z wrażenia zaczęliśmy namiętnie się całować na ławce jak jacyś menele. To był błąd bo to potem zniszczyło naszą przyjaźń. Dlatego zapamiętajcie, nigdy nie całujcie się z przyjacielem!
- Co tam u Ciebie? - zapytałam siadając jak zwykle bokiem aby w pełni go widzieć.
- Jest dobrze. Poznałem dziewczynę ... - uśmiechnął się tak nieśmiało.
- Uuuuu opowiadaj. Jak ma na imię?
- Alba. Wiesz to dziwne, bo czuję się przy niej jak nowo narodzony, tak jak przy Tobie, czuję się po prostu sobą. - dlaczego porównał mnie?
- Przy mnie? - zająkałam się.
- Tak.. znaczy.. nie odbieraj tego tak Casy. Jesteś moją siostrą tak? Czuję się przy Tobie po prostu sobą i wiem, że nie muszę udawać kogoś kim nie jestem. Tak samo czuję się przy Albie, mam uczucie jakbym znał ją całe życie. Jest kobietą moich marzeń. 
- To dlaczego jej tego nie powiesz? - zapytałam się. Spojrzał się na mnie z wytrzeszczonymi oczami.
- Bo nie wiem jak.. to jest to. - zasmucił się. Nienawidzę kiedy jest smutny.
- Tak jak mi właśnie teraz. To nie jest trudne. Zaufaj mi.
- Ufam Ci. - uśmiechnęłam się do niego. Uwielbiam kiedy mi to mówi, wtedy czuję się naprawdę z nim blisko.
Po chwili dostałam sms'a. Wyjęłam telefon z kieszeni i zaczęłam płakać po odczytaniu wiadomości...

**************
Dobra, rozpisze się.
Wiem, że pewnie nikt już prawie tego nie czyta. Wiem to doskonale. Wiem, że mnie znielubiliście. ALe chciałabym Wam coś wytłumaczyć.
Nie mam czasu nawet dla siebie, nie mam czasu aby spotkać się z przyjaciółmi dlatego właśnie straciłam w tym tygodniu jednego przyjaciela. Wiecie jak to jest kiedy przez to co kochacie tracicie wszystko? Chodzi o to, że zaczęłam chodzić na dodatkowe z keyboarda. Serio, kocham grać. To mi sprawia przyjemność i wtedy odpływam. Jestem ja i muzyka. Nic więcej.  Przez to mam jeszcze mniej czasu.. co spowodowało zakończenie przyjaźni. No niestety. Szkołę mam jakoś 15 km dalej od domu. Godzina jazdy. Więc kończę o 15 a np pociąg mam o 15:40 to jestem w sumie o 17 w domu. Odrobię lekcje, wyjdę z psem, pouczę się piosenki i już jest wieczór. Nie mam czasu. Poważnie.
W weekendy też jest ciężko. Jak jestem u mamy to owszem mam czas, ale chciałabym go nadrobić chociażby z przyjaciółmi, wyjść sobie na dwór, pośmiać się, pobawić, coś czego nie robię od paru miesięcy. Oczywiście, myślę o Was i o blogu.. chcę coś napisać to dzwonią po mnie. Jednak przyjaciele są dla mnie ważniejsi niż to opowiadanie. Ale również jest dla mnie ważne jak i Wy. Dlatego teraz składam Wam przysięgę.

OBIECUJĘ, ŻE TERAZ ROZDZIAŁY BĘDĄ CZĘŚCIEJ. NIE BĘDĄ CODZIENNIE, MOŻE CZASAMI TAK SIĘ ZDAŻY ALE NIE. BĘDĄ ALBO CO TYDZIEŃ ALBO CO DWA. TO RÓŻNIE. ŻEBY NIE BYŁO, ŻE POWIEM CO TYDZIEŃ A MI WYPADNIE WEEKEND WIĘC MÓWIĘ, ŻE W RAZIE CO, CO DWA TYGODNIE. W WEEKENDY. MOŻE CZASAMI W TYGODNIU ZNAJDĘ CZAS ABY COŚ DODAĆ ALE TO WĄTPIĘ. 

Pytajcie mnie na asku ;3 http://ask.fm/TalaSt

Naprawdę, kocham Was bardzo mocno. Nie sądziłam, że będzie to gówniane coś czytało tyle osób. Nigdy bym o tym nie pomyślała.
Jesteście najlepsi.

<3 Tala St <3



KASIU KOCHAM CIĘ BARDZO MOCNO WIESZ? JESTEŚ CUDOWNA, KOCHANA, NIEPOWTARZALNA I NAJLEPSZA <3 NIE WIEM CO BYM BEZ CIEBIE ZROBIŁA. DZIĘKUJĘ CI ZA WSZYSTKO <3

poniedziałek, 23 września 2013

Ważne!!

czesc, tutaj Tala. powinniscie mnie znac, pisze to nedzne opowiadanie.
bardzo was przepraszam ze tak dlugo nie ma rozdzialu, nie mam czasu by go napisac, jestem bardzo malo na kompie bo nie mam jak, to szkola, wracam pozno do domu, lekcje, ogarnac, nauka na keyboardzie do szkoly i po prpstu nie mam kiedy. tak bardzo was przepraszam, wiem ze czekacie juz ponad miesiac i pewnie jestescie na mnie zli ale jak tylko bede miala wolna chwile to dodam i tutaj i na tlumaczeniu. przepraszam.



kocham was mocno i dziekuje za wszystkie statystyki i komentarze i obserwowanie..

http://ask.fm/TalaSt lub http://ask.fm/soNelia08

środa, 7 sierpnia 2013

25

Obudziło mnie podnoszenie mnie. Przetarłam pięściami lekko swoje oczy, ziewając. Otworzyłam je po woli patrząc na świat. Gdzie byłam? Ktoś mnie wynosił. Gdy uniosłam lekko głowę, zdałam sobie sprawę, że Justin niesie mnie do domu zostawiając z tyłu nasze walizki. Otworzył drzwi i położył mnie na łóżku a następnie wrócił po nasze walizki, zamykając drzwi frontowe na klucz. Podszedł do mnie i kucnął.
- Witaj kochanie. Jak się spało? - zapytał biorąc kosmyk moich włosów za ucho. Spojrzał mi głęboko w oczy.
- Dobrze. - wymamrotałam cicho. Oczy bardzo szczypały mnie od płaczu. Justin lekko pocałował mnie w policzek.
Wstałam z łóżka a on złapał mój nadgarstek aby mnie zatrzymać. Odwróciłam się gwałtownie do tyłu i położyłam ręce na jego brzuchu. Patrzał się na mnie opiekuńczym wzrokiem i zaczęłam myśleć.
Czy.. czy ja go kocham? Jestem z nim bardzo szczęśliwa, jest dla mnie chłopakiem idealnym ale ja nie wiem. Tak bardzo mam ochotę go pocałować, po prostu boję się zrobić ten pierwszy krok. Więc z nadzieją czekam aż on to zrobi.
- Dokąd idziesz? - zapytał chrapliwym głosem co brzmiało cholernie seksowne. 
- Po tą kopertę. - wyszeptałam, dalej patrząc w jego czekoladowe tęczówki.
- Nie, nie kochanie. Ty odpoczywasz a ja po to pójdę. - pocałował mnie w czoło i pobiegł schodami na górę. Usiadłam wygodnie na łóżku, podciągając kolana pod brodę i niecierpliwie czekałam aż mój chłopak zejdzie.
Czy to może być możliwe, że to uczucie pomiędzy nami to miłość? Pierwszy raz mam takiego chłopaka, który po prostu jest przy mnie cały czas. To cudowne uczucie, ale jednocześnie boję się, że ja go pokocham a on mnie nie i dalej będę mu się tylko podobać i nic więcej. Chyba będę musiała z nim poważnie porozmawiać. Ale boję się.
Po chwili Justin zbiegł na dół po schodach z lekko różową kopertą. Usiadł obok mnie i podał mi ją. Bez wahania otworzyłam a on dla wsparcia objął mnie ramieniem i od razu poczułam się pewniej.
- Kochana Casandlo. - zaczęłam czytać na głos aby Justin mógł też usłyszeć. - Przyjdzie kiedyś pewien dzień kiedy ja będę musiała powiedzieć Tobie prawdę. Niestety ale tatę nie specjalnie to interesuje, więc list jest tylko ode mnie. Zanim się urodziliście z Pablo nie chcieliśmy z tatą mieć w ogóle własnych dzieci. Prawda jest taka, że wraz z Pablo adoptowaliśmy Was. Wiem, że pewnie teraz płaczesz ale przepraszam Cię. Nie było odpowiedniego momentu aby Ci to napisać. - miała rację, zaczęłam płakać. Justin przytulał mnie. -  Kilka miesięcy po waszych narodzinach zostaliście oddani do domu dziecka ponieważ Wasi rodzice umarli. Oddano cztery osoby. Chociaż była piątka dzieci. Ty, Pablo, Imelda i... Greyson. Imelda nie jest Twoją ciocią kochanie. Ani Greyson Twoim kuzynem. Tak bardzo Cię przepraszam skarbie. Nie wiedziałam kiedy Ci to powiedzieć, a jak zaczęłaś dorastać to po prostu nie mogłam powiedzieć bo wiem, że wściekłabyś się. Imelda jest najstarsza i wie o tym. Nie jest ona moją przyrodnią siostrą. Nie mam rodzeństwa. Imelda jest kilka lat starsza od Ciebie, Pablo w Twoim wieku a Greys młodszy o kilka lat. Greyson nic nie wiem, ale myślę, że nadszedł czas abyś przekazała mu ten list. 
Kochani, Imelda nie była niczemu winna. Chciała Wam powiedzieć ale nie zgadzałam się, więc przyjęłyśmy teorię, że jest ciocią Cas a Greys jej adoptowanym synem. Wiem, że będzie to dla Was bolesne ale wybaczcie mi. Prawda jest taka, że ukrywaliśmy przed Wami to i jeszcze jedną ważną rzecz. Wasze prawdziwe nazwisko to Blanco. Wybaczcie mi. Greyson pewnie zastanawia się, dlaczego jedyny nie ma hiszpańskiego imiona. Wybacz Greys, ale tego nawet ja nie jestem w stanie Ci wytłumaczyć. 
Może i Was nie urodziłam ale mimo to kocham Was najmocniej na świecie, jak własne dzieci. Wybaczcie mi kiedyś. Chociaż wiem, że i tak pewnie mnie teraz nienawidzicie. Ale mimo to, kocham Was... - wzięłam głęboki oddech. - mama. - zaczęłam panicznie płakać i wtuliłam się w Justina.
- Skarbie błagam Cię nie płacz. Nienawidzę gdy to robisz. Jesteś za piękna. Wszystko się ułoży, dalej masz Greysona, Burk'a i przede wszystkim mnie. Obiecuję, że będę tu dla Ciebie na zawsze. - pocałował mnie w policzek.
- Nie Justin, pewnie wolałbyś mieć normalną dziewczynę, która jest pewna swoich uczuć i mówi, że Cię kocha cały czas, z którą możesz się całować, która nie jest zagrożeniem. - wstałam z łóżka stojąc i patrząc na niego. Zrobił to samo. Jednak tylko podszedł i mnie przytulił. To było to.
Po chwili zadzwonił mój telefon. Wzięłam go ze stolika i przeczytałam wiadomość. 

Od: Greyson
"Mama nie żyje. Twoja ciocia Imelda umarła. Przegrała walkę z rakiem."

Wszystko się zatrzymało. Rozumiecie to? wszystko się zawaliło. Rzuciłam telefon na łóżka i z wielkim rykiem zaczęłam biec w górę po schodach. Nie wiedziałam co mam robić, walnęłam dwa razy pięścią o ścianę. Wyjęłam walizkę i zaczęłam pakować wszystko. Zaczynając od bluzek, na butach kończąc. Zmieściłam wszystko w dwóch walizkach.  Usiadłam na łóżko i wzięłam z półki obok igłę. Jeżeli mam być szczera to nie wiem co ona tam robiła. Wycięłam sobie na ręce nie wielki napis "hate". Krew zaczęła kapać na moje beżowe panele. Poczułam się słabo. 
Po chwili usłyszałam jak drzwi do mojego pokoju gwałtownie się otwierają a w nich pojawia się Justin. Podbiegł do mnie szybko wyrywając mi przedmiot z rąk. Pobiegł do toalety i wrócił z mokrym ręcznikiem i bandażem. Przetarł mi ranę i zawinął ją bandażem. 
Bez podziękowań ani niczego wstałam z łóżka łapiąc walizki. Zeszłam z nimi na dół, już miałam zamiar wychodzić, raz na zawsze.
- Dokąd idziesz? - zapytał Justin donośnym głosem.
- Wyprowadzam się do Hiszpanii. Nie będę mieszkała z rodzicami. Zamieszkam z Greysonem. - powiedziałam dalej szlochając. Justin zakluczył drzwi przede mną i stanął patrząc mi głęboko w oczy.
- Zamierasz się poddać? - krzyknął.
- A co mam innego robić?! nie jestem nikomu potrzebna! nikt mnie kurwa nie kocha! - krzyknęłam płacząc jak głupia. Emocje przejęły nade mną kontrolę.

BEZ PERSPEKTYWY.

Oboje patrzeli na siebie w długim milczeniu. Czy którekolwiek było gotowe na zmianę? żadne. Żadne z nich nie potrafiło przyznać się do tego, że kochają się. I to panicznie. Nikt nie był w stanie zrobić pierwszego kroku. Justin zrozumiał, że musi coś zrobić, aby nie stracić swojej wielkiej, pierwszej, prawdziwej miłości na zawsze. Muszą zacząć działać. Musiał zrobić pierwszy krok.
- Nie możesz się wyprowadzić! - krzyknął. Wiedział, że tylko tym ją wystraszy ale musiał jakoś zareagować.
- Dlaczego? Powiedz mi dlaczego kurwa nie mogę?! - zaczęła panicznie uderzać go swoimi drobnymi pięściami o klatę, lecz jego ani troszeczkę to nie bolało.
- Bo Cię kocham. - powiedział delikatnym głosem. 
Przyznał jej się do swoich prawdziwych, szczerych uczuć. Dobrze wiedział, że może ją tym wystraszyć. Ale musiał w końcu wydusić to z siebie. Musiał powiedzieć jej całą prawdę. Wiedział, że dla niej to nie pierwszy raz, ale dla niego to nowość. Pierwszy raz kocha dziewczynę, która nie jest z jego rodziny. Kocha ją bardzo mocno. 
- Co? - zapytała wyszczerzając oczy. Nie wierzyła w to co słyszy ale zarazem była w siódmym niebie.
- Kocham to jak się uśmiechasz, kocham Twój śmiech, kocham to jak jesteś szczęśliwa, kocham jak rumienisz się gdy mówię Ci, że jestem piękna, kocham to jak jesteś szczera a zarazem jak się wstydzisz, kocham w Tobie wszystko, Twoje wady i Twoje zalety, nigdy nie mógłbym Cię opuścić. Jesteś dla mnie najważniejsza na świecie rozumiesz to? Wiem, że nie byłem pewny co do miłości ale teraz wiem, że ona istnieje bo ja.. Cię kocham. - dziewczyna spojrzała na niego cała oszołomiona. Wyszczerzyła o czy a po chwili szeroko się uśmiechnęła.
- O matulu też Cię kocham, po prostu czekałam aż zrobisz pierwszy krok bo ja się wstydziłam i myślałam, że Ty.... - przerwał jej. Przerwał jej namiętnym całusem. Jedną chwilę miała otwarte oczy a po chwili je zamknęła i odwzajemniła pocałunek, to była najpiękniejsza chwila w jej życiu. Nie wierzyła w to co się właśnie dzieje. Ma chłopaka swoich marzeń.
- Nigdy nie przestawaj się uśmiechać kochanie, bo ja.. pomaluję całe swoje życie kolorem Twojego uśmiechu. - pocałował ją jeszcze raz. 
Żadne z nich nie chciało przerwać tej chwili. Mieli siebie i swą miłość.

____________________
jak wam się podoba?
wreszcie sobie to wyznali xx

DZIĘKUJĘ ZA STATYSTYKI I KOMENTARZE, KOCHAM WAS NO XX

Follownijcie Cas i Jusa (na samej gorze) :)

<3

sobota, 27 lipca 2013

24

24


Proszę przeczytajcie notatkę pod rozdziałem, bardzo ważne.


Gdy doktor powiedział mi, że jest coś co powinnam wiedzieć to od razu miałam czarne scenariusze. A co jeśli ciocia umarła? co jeśli mam raka? co jeśli ktoś inny umarł? Taka już jestem, od razu widzę wszystko negatywnie.
Justin siedział cały napięty patrząc się raz na doktora a raz na mnie. W jego oczach widziałam przerażenie i niepokój. Złapał mnie za rękę i złączył nasze palce razem. Od razu poczułam się pewniej, potrzebowałam tego, czyjejś bliskości.
Zanim poznałam Justina nie otrzymywałam jej. Mama i tata całymi dniami w pracy, Greyson był dłuższy czas w Hiszpanii, a z Noemi relacje od 3 miesięcy mi się pogorszyły od kiedy zaczęła się przyjaźnić z April. Potrzebowałam wsparcia od innej osoby, a nie tylko do samej siebie. Bo od jakiegoś czasu mogłam liczyć tylko na siebie, nie miałam nikogo innego. Potrzebowałam bliskości i ciepła. Nie miałam tego, do teraz. To cudowne uczucie, być dla kogoś ważna, żyć specjalnie dla kogoś. Tak jak ja żyję dla Justina. Nie licząc wszelkich grożeń i zastraszania mnie to wszystko pięknie zaczyna się układać. Mam cudownego chłopaka, kochanego kuzyna, najlepszego przyjaciela. Nie obchodzi mnie już nawet Noemi czy tata. Są dla mnie nikim. Ona już nie jest moją przyjaciółką, teraz kiedy ja ją potrzebuję to jej nie ma. Bo woli przyjaźnić się z kimś z większej ligi. Woli przyjaźnić się z dziwką. Były plotki, że April się puszcza. Nie wierzyłam w nie zanim nie zobaczyłam ją wchodzącą do samochodu obcego, starszego faceta, ubrana w króciutką, obcisłą, czerwoną sukienkę z wielkim widokiem na jej piersi. April w szkole zawsze miała najgorszą opinię ale ona oczywiście myślała, że jest nie wiadomo jak dzięki temu lubiana. Fakt, była znana w całej szkole, ale jako dziwka. Nic więcej. A Noemi zawsze naśmiewała się z jej ubrań, z tego jak wygląda, jak pomiata każdym, a teraz? teraz są nierozłączne. Mogę powiedzieć, że Noemi już nie ma. Nie ma tej cudownej dziewczyny, którą znałam. Czasami brakuje mi jej, brakuje mi tego, że nie mam przyjaciółki. Potrzebuję jak każda dziewczyna, babskich pogaduszek, wychodzenia na zakupy, nocowań i wiele podobnych. Sama już nie wiem co mam robić.
- Ale c-co? - jednej chwili byłam zaskoczona a w drugiej przerażona. Wyobraźcie sobie mnie teraz.
- Muszę zrobić Pani badania. - powiedział Doktor. To już wiedziałam, ale dlaczego te badania. Po co one?
- Jakie badania? - zapytał Justin pocierając moją dłoń swoimi palcami. Tym gestem pokazywał mi, że jest tutaj ze mną.
- Pani Casandla jest jedyną osobą, która może uratować jej siostrę. - wytłumaczył lekarz. - potrzebujemy sprawdzić czy jej szpik kostny jest taki jak naszej pacjentki, Pani Imeldy. - jednak jedno zdanie krążyło mi ciągle po głowie. Jak to "jej siostrę"? przecież to moja ciocia.
- A-ale jak to .. moją siostrę. Ja jestem jedynaczką. - wyszeptałam. Ale dosyć głośno aby doktor mógł usłyszeć. Byłam wstrząśnięta tym całym zdarzeniem.
- Rozumiem, że nic Pani nie wiedziała. Pani Imelda i Pani jesteście siostrami. Proszę o resztę popytać rodziców.  - w tej chwili mój cały świat się zawalił. Wszystko po prostu się pogorszyło. Moi rodzice mnie okłamywali.  - zgadza się Pani na zrobienie badań? - zapytał mnie mężczyzna.
- O-oczywiście. - wstałam z krzesła i poszłam za doktorem, Justin ruszył za mną dalej trzymając mnie za rękę.
Weszliśmy do niewielkiego pomieszczenia, ściany były białe, a podłoga w szarych kafelkach. Niczym się nie różniło od innych szpitali. Na ścianie były różne plakaty jak np. układ kolana czy wiele innych. Po lewej stronie przy ścianie stało czarne biurko, na którym był nie za duży monitor i mnóstwo papierów. Przed biurkiem było specjalne łoże a na przeciwko niego dwa krzesła. Po prawej stronie na przeciwko biurka, obok krzeseł były czarne, drewniane drzwi. Nie za bardzo przyjazne pomieszczenie, ale czego można spodziewać się po szpitalach? dokładnie, niczego.
Usiadłam białym łożu, pokrytym zielonymi serwetkami, a doktor Alfredo podszedł do mnie z strzykawką aby pobrać mi krew. Wbił mi ją w wyznaczone miejsce, poczułam lekkie ukucie. Justin tym czasem siedział na krześle uważnie obserwując każde ruchy nie tylko moje, ale i faceta. Gdy wyciągnął strzykawkę, i przyłożył plaster na moją niewielką ranę by nie leciała mi krew, oznajmił, że gotowe i możemy wyjść, poczekać na holu na wyniki. Tak też zrobiliśmy. Wyszliśmy przez drzwi i usiedliśmy na krześle. Justin złapał mnie za ręce a ja oparłam głowę na jego ramieniu.
- Jak oni mogli mnie tak okłamywać? - wyszeptałam. - nienawidzę ich. - dokończyłam zdanie.
Wiesz jak to jest kiedy Twój tata zdradza Twoją mamę? kiedy widziałaś to na własne oczy w swoje urodziny? kiedy wiesz, że on coś ukrywa? wiesz jak to jest kiedy jesteś zastraszana od kilku lat? kiedy przez Twoje nieograniczone słownictwo, Twój brat został zamordowany? jeszcze nie wiadomo przez kogo. Kiedy dowiadujesz się, że Twoja ciocia jest poważnie chora na raka i może umrzeć w każdej chwili? kiedy ktoś chce Twojej śmierci? Kiedy okazuje się, że Twoja ciocia tak naprawdę jest Twoją siostrą i rodzice Cię okłamywali? Wiesz jak to jest? nie. Nie masz zielonego pojęcia. To boli, tak cholernie boli. Po prostu chciałabym umrzeć.
- Cas nie mów tak, to Twoi rodzice. - powiedział Justin. Jego oczy były wielkie.
- Justin, okłamywali mnie. Nie chcę ich znać. Jestem ciekawe jakie jeszcze kłamstwa kryją. - oznajmiłam mu, a on już nic nie powiedział.
Siedzieliśmy tak w ciszy, a po około 10 minutach wyszedł doktor Alfredo.Od razu z Justinem zerwaliśmy się na równe nogi, niecierpliwie oczekując wyników. Mam tylko nadzieję, że będą prawidłowe i będę mogłą pomóc cioci, znaczy siostrze.
- A więc... - zaczął doktor i zrobił lekką pauzę patrząc na swoje papiery. - niestety. - powiedział. Od razu wiedziałam, że nie mogę jej uratować. - Pani szpik kostny nie może uratować Pani Imeldy. Przykro mi. - dokończył i z powrotem poszedł do swojego gabinetu.
Zaczęłam płakać. I to panicznie. Justin przytulił mnie opiekuńczo do siebie. Wyjęłam telefon z kieszeni i zaczęłam pisać SMS.

Do: Mama
Od: Casandla
"Dlaczego nic mi nie powiedzieliście, że Imelda to moja siostra?! okłamywaliście mnie. Nienawidzę Was."

Kliknęłam wyślij. Wiem, że przesadziłam z tym, że ich nienawidzę ale pomiatały mną emocje. Oni cały czas mnie okłamywali. Nic innego nie umieli robić.  Po chwili otrzymałam wiadomość. 

Do: Casandla
Od: Mama
"W domu, u mnie w sypialni w szafie jest pudełko, w nim jest koperta, przeczytaj ją."

A teraz jeszcze jakieś potajemne wskazówki mi wysyła? miło. Oderwałam się od Justina i spojrzałam mu głęboko w oczy po czym znowu się do niego wtuliłam. Zaczęłam panicznie płakać. A on pocieszał mnie.
- Chodź skarbie, jedziemy do domu, do Bostonu. - powiedział Justin i wziął mnie na ręce jak pannę młodą.
- Justin mam nogi. - odpowiedziałam i chciałam się wyrwać z jego uścisku ale nie pozwolił mi.
- Tak, ale jesteś moją najcudowniejszą dziewczyną i chcę Cię nosić. - pocałował mnie w czoło. Tego teraz potrzebowałam, wsparcia. 
Wsiedliśmy do taksówki, która czekała na nas pod szpitalem i pojechaliśmy do hotelu gdzie od razu wzięliśmy swoje rzeczy i wyszliśmy, dobrze, że się nawet nie rozpakowaliśmy. Zapłaciliśmy facetowi w recepcji, a ten był zdziwiony, że tak szybko wyjeżdżamy. Pojechaliśmy taksówką na lotnisko, gdzie Justin zamówił bilety do Bostonu. Jedno szczęście, że samolot miał zaraz odlatywać. Położyliśmy swoje bagaże, na taśmie, która zabrała je do samolotu. Trzymając się za ręce przeszliśmy przez bramki, wsiadając do dużego biało różowego samolotu, siadając na wyznaczonych miejscach.
- Jak przyjedziemy to pamiętaj abym oddała Ci pieniądze. - powiedziałam do Justina, zapinając pas a on złapał mnie za moje obie dłonie i spojrzał mi w oczy.
- Nie oddasz mi nic, bo tego nie chcę. Jesteś moja więc wydawanie pieniędzy na Ciebie to jest nic. - uśmiechnął się szeroko i pocałował mnie w policzek.
- To była krótka podróż. - wyszeptałam. Oparłam głowę o ramię Justina, splatając nasze palce razem i zasnęłam.

___________________________
Czeeeść :)
Jak Wam się podoba?:)
Nie spodziewaliście się tego nie?

Następny rozdział w przyszłym tyg ;3
Byłoby mi niezmiernie miło jakbyście napisali mi na asku co sądzicie :)

TERAZ BARDZO WAŻNE:
Słuchajcie, wiem, że są teraz wakacje i pewnie mało z Was czyta to opowiadanie. A, że rozdziały są jakoś co tydzień pewnie Was zniechęca. Ale zrozumcie.. też mam wakacje i też chcę z nich korzystać :) rozdziały są jakoś co tydz. bo mam też tłumaczenie bloga, trzy fanpage i teraz organizuję piosenkę dla Justina :)
Więc liczę na wyrozumiałość xx

KOCHAM WAS <3
DZIĘKUJĘ ZA STATYSTYKI I KOMENTARZE <3
JESTEŚCIE NAJLEPSI :*

PRZYPOMINAM, ŻE CI CO CHCĄ BYĆ INFORMOWANI PISZĄ TYLKO W ZAKŁADCE 'INFORMOWANI' :)
 FOLLOWNIJCIE  Cas i Justina :) 

Tala St

czwartek, 18 lipca 2013

23

ORGANIZUJĘ PIOSENKĘ DLA JUSTINA BIEBERA - http://www.twitlonger.com/show/n_1rld0cg

23


Casandla's Pov

Dlaczego zawsze musi się coś zepsuć? Dlaczego zawsze przytrafia się to mi? Chociaż raz chciałabym być szczęśliwa. Nie płakać codziennie. Nawet nie wiecie jakie to jest trudne. Jakie moje życie jest trudne. Dzień w dzień płakanie, i zastraszanie. Mam tego dość. Tyle osób już zraniłam, swoim życiem. Chociażby Pablo, a teraz jak chłopacy się dowiedzą to i Burk. To boli. Boli mnie to, że przeze mnie mój brat nie żyje. To nie jest bajka.. to się nie skończy happy endem. Moje życie się nie układa. Dlaczego nie mogą po prostu mnie zabić? Byłoby o wiele prościej. Oni chcą bym cierpiała, kimkolwiek są. Tak bardzo chciałabym się dowiedzieć kto wyrządził mi takie gówno. Kto wywrócił moje życie. Kto je zniszczył. Dlaczego to takie trudne? Moje życie to pasmo ciągłych nieporozumień. Nic innego oprócz straszenia i porywania się w nim nie dzieje. To staje się nudne. Czemu nie mogę być jak każda inna normalna nastolatka? Chciałabym chodzić na imprezy, wychodzić na dwór z przyjaciółmi. Ale nie mogę. W każdej chwili mogą mnie porwać i oprócz Burkely'a nie mam przyjaciół. Noemi już nie zasługuje na to miano. Za bardzo się zmieniła. Teraz kiedy Greyson wyjechał to bardzo się boję. Był osobą z, którą nigdy się nie pokłóciłam. Był przy mnie zawsze. Co jeśli pokłócę się z Justinem? Albo Burkelym? Lub obydwoma? Do kogo wtedy pójdę aby wyżalić się? o nikogo Cas, bo nie masz już nikogo. Tak.. nie.mam.nikogo.
Wstałam z łóżka i ruszyłam do garderoby w poszukiwaniu ubrań. Długo mi to nie zajęło. Wybrałam różową sukienkę z lekkimi diamencikami. Udałam się do toalety, przejrzałam się w lustrze i monotonnie zaczęłam płakać. Nienawidzę swojego ciała. Jest okropne i nie mogę na nie patrzeć. Dlaczego Bóg tak mnie ukarał? Weszłam pod prysznic i zaczęłam oblewać się cieplutką i przyjemną wodą. Nałożyłam na siebie truskawkowy żel pod prysznic i namydliłam swoje ciało. Zaczęłam szorować je gąbką a po chwili wszystko spłukałam. Wylałam sobie na głowę końcówkę mojego również truskawkowego szamponu i zaczęłam myć włosy. Gdy spłukiwałam pianę czułam jakby wszystkie emocje ze mnie wypłynęły, jakby nic poza mną nie istniało. Czułam się idealnie. Po skończonym prysznicu wyszłam i odwracając się tyłem do lustra by nie widzieć swojego ciała zaczęłam się wycierać a następnie ubierać. Gdy byłam już w ubraniach odwróciłam się w stronę dużego lustra, z białą obwódką i zaczęłam suszyć swoje długie czerwone włosy. Na końcu wiązałam ja w niechlujnego koka ponieważ robiłam makijaż Nałożyłam tusz do rzęs, zrobiłam oczy eyeliner'em i dodałam błyszczyk. Rozwiązałam swoje włosy i pozostawiłam je rozpuszczone. W końcu wyglądałam jak człowiek.
Wyszłam z toalety i zauważyłam, że Justin już nie śpi. Wolnym i nie pewnym krokiem podeszłam do niego. Leżał dalej na łóżku. Mimo tego, że miał całe poczochrane włosy to i tak wyglądał idealnie.
- Cześć piękna. - powiedział swoim zachrypniętym głosem, na co dostałam ciarki.
- Cześć. - wyszeptałam i zarumieniłam się. Zawsze tak na mnie działał.
- Ej, kochanie nie wstydź się. Chodź do mnie. - poklepał miejsce obok siebie. Delikatnie usiadłam tam a on przyciągnął mnie bliżej siebie, nasze twarze dzieliły milimetry. Wiedziałam, że chce mnie pocałować.
- Nie.. nie teraz. Przepraszam. - oderwałam się od niego. Iskierki w jego oczach zniknęły a ja czułam się źle.
-  Spokojnie, nie przepraszaj. Nie będę się śpieszył. - widziałam w jego oczach, że był bardzo smutny. Nie chciałam aby tak się czuł.
- Justin.. będzie na to czas. Obiecuję. - pocałowałam go w policzek i położyłam się na jego torsie.
Po chwili niezręcznej ciszy oderwałam się na niego i patrzałam mi głęboko w oczy. Uśmiechnął się szczerze. Podziwiałam jego piękno. Jego wszystkie zarysy. Był idealny. 
- Idę wziąć prysznic. - wyszeptał mi do ucha i pocałował w tamtym miejscu. 
Od razu poczułam tam mrowienie, a on odszedł. Położyłam głowę na poduszce a po chwili odezwał się mój telefon.
- Tak słucham ? - był to nie znany numer.
- Dzień dobry, rozmawiam z panią Casandlą Lucy Dermon? - zapytał mnie męski głos. Byłam zaskoczona.
- Tak, a z kim rozmawiam? - zapytałam. 
- Nazywam się Alfredo Jorge Espinosa, jestem doktorem w Lloret De Mar, jest pani spokrewniona z Panią Imeldą Chole Dermon? - może coś się stało z ciocią? może dlatego dzwoni?
- Tak, a co się stało? - zapytałam. Czułam się niepewnie,
- Chciałbym przeprowadzić pani badania, mogłaby pani przyjechać jak najszybciej? - zapytał mnie doktor. I że ja mam jechać teraz do Hiszpani? 
- Pewnie ale trochę mi to zajmie, mieszkam w Bostonie, więc sam Doktor wie . - uprzedziłam go.
- Oczywiście. To do zobaczenia. - zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć on się rozłączył.
To było więcej niż dziwne. Co oni chcą ode mnie? To ciocia jest chora, nie ja. Dlaczego mają mnie badać? Byłam kłębkiem nerwów. 
Justin wyszedł z toalety i zauważył mój nieobecny wzrok. 
- Coś się stało skarbie? - zapytał się mnie i z pustym wyrazem twarzy spojrzałam na niego.
- Muszę jechać do Hiszpanii. - oznajmiłam mu. Jego mina wyrażała teraz mniej więcej zdziwienie.
- Co? Dlaczego? - zapytał mnie, siadając obok.
- Zadzwonił przed chwilą do mnie Doktor z Lloret De Mar, który leczy moją ciocię i powiedział, że musi zrobić mi badania. Muszę tam dzisiaj lecieć. Boję się Justin. - rozpłakałam się. Badania nigdy nie wróżą niczego dobrego. Nie chciałam. A zwłaszcza, że mogą mnie porwać bądź zabić. 
Justin przytulił mnie do siebie i zaczął mnie uspokajać. Płakałam na jego ramieniu.
- Kochanie ćśśś. Polecę z Tobą. - wyszeptał. Oderwałam się od niego i spojrzałam mu w oczy. 
- Nie Justin, nie chcę Cię obciążać. - szybko zaprzeczyłam. Za wiele dla mnie robi ja się z tym źle czuję.
- Casandla, jesteś moją dziewczyną tak? - po co o to pyta? Zarumieniłam się i spuściłam głowę. Podniósł ją delikatnie kciukiem.
- Tak. - wyszeptałam.
- A ja jestem Twoim chłopakiem i moim obowiązkiem jest dbanie o Ciebie i Twoje zdrowie a także wspieranie Cię. Polecę tam z Tobą. Nie ma mowy, że będziesz tam sama. - powiedział stanowczo a ja natychmiast się do niego przytuliłam.
- Jesteś najlepszym chłopakiem na świecie. - powiedziałam i czułam jak on się uśmiecha. 
Wstałam z łóżka i zaczęłam się pakować Justin zaczął robić to samo. Zabrałam wszystkie potrzebne rzeczy i zeszłam na dół z walizką. Nie wiadomo ile tam będziemy. Pojechaliśmy z Justinem na lotnisko gdzie grzecznie czekaliśmy w kolejce aby zamówić bilety.
- Dzień dobry, kiedy leci samolot do Lloret De Mar? - zapytał mój chłopak kasjerki, która była mniej więcej w moim wieku i czułam jak się rumieni.
- Za 20 minut startuje przystojniaku. - odpowiedziała. Gotowałam się w środku.
- Dzięki. - odpowiedział Justin odchodząc.
- Dasz mi swój numer? - krzyknęła za nim kasjerka, jakby nie widząc mnie. Justin zignorował to a ja cała się napięłam.
- Co jest skarbie? - zapytał mnie przyciągając mnie do swojego boku, zaczęliśmy iść w stronę wejścia do samolotu.
- Głupia blondyna. - wysyczałam przez zęby.
- Nie mów, że jesteś zazdrosna... - lekko się zaśmiał. Co w tym śmiesznego?
- Tak. Bo jesteś moim chłopakiem i jesteś cały mój. - wyprzedziłam go. Byłam całkowicie zdenerwowana jego zachowaniem. Nie rozumiem czemu się śmiał.
- Kochanie.. - podbiegł do mnie i odwrócił mnie tak, że stałam twarzą do niego. - a Ty jesteś moją księżniczką. - pocałował mnie w policzek. Wrócił mój Justin. Wtuliłam się mocno w niego. - chodź. - złapał mnie za rękę i poszliśmy w stronę samolotu.
Usiedliśmy na swoich miejscach i monotonnie zasnęłam. Czułam jak wznosimy się w górę a chwilę później w dół. Co oznaczało, że wylądowaliśmy. Lekko otworzyłam oczy.
- Wstawaj kochanie. - wyszeptał Justin odpinając mi pas. Sam już to zrobił.
Poszliśmy po swoje bagaże i udaliśmy się do hotelu, który był blisko lotniska, to w nim mieliśmy zostać na nie wiadomo jaki czas.
- Dzień dobry, była rezerwacja na nazwisko Bieber. - powiedział Justin recepcjoniście. On spojrzał w swój zeszyt.
- Pan Justin i pani Casandla Bieber? - zapytał. Dlaczego powiedział do mnie po nazwisku Justina? My nawet się nie kochamy... chyba.
- Tak. - odpowiedział mój chłopak. Facet podał Justinowi kluczyki.
- Apartament 350, ostatnie piętro. - podziękowaliśmy i udaliśmy się do windy. Po chwili znaleźliśmy się już w naszym apartamencie.
Był on przepiękny, nie wierzę, że Justin wydał na nas tyle pieniędzy. Nie musiał, mogliśmy mieć zwykły normalny pokój. Położyłam walizkę na łóżku, a on zrobił to samo. 
- Musimy iść szybko do szpitala. - powiedziała. Zjechaliśmy na sam dół i wyszliśmy przed hotel szukając jakiejś taksówki.
Wsiedliśmy do jednej, podaliśmy adres i zawiozła nas do szpitala. Grzecznie podziękowaliśmy i Justin zapłacił, co mi nie odpowiadało bo mogłam sama za siebie zapłacić.
- Dzień dobry jestem Casandla, gdzie mogę znaleźć doktora Alfredo? - zapytałam starszej pani w recepcji. Wyglądała na bardzo sympatyczną.
- W swoim gabinecie, drzwi numer 5. - odpowiedziała. Krzyknęłam krótkie dziękuję i poszłam w stronę drzwi wraz z Justinem, trzymając się za ręce. Zapukałam i po cichu weszliśmy.
- Dzień dobry, jestem Casandla Lucy Dermon. - przedstawiłam się. Tak się zastanawiam ile razy jeszcze dzisiaj to zrobię - chciał mnie pan widzieć. - powiedziałam cichutko.
- Tak, niech państwo usiądzie. - wskazał dwa krzesła po drugiej stronie biurka. - jest coś co musi pani wiedzieć.

________________________
Cześć :)
Jak myślicie co to będzie?
Co z Cas?
Albo jej ciocią?

Przykro mi, że pod 22 rozdziałem był tylko jeden komentarz ;c
ALE MIMO TO DZIĘKUJĘ ZA STATYSTYKĘ <3
KOCHAM WAS XX
TALA ST.


niedziela, 14 lipca 2013

NOMINACJA!

Cześć :)
zostałam nominowana, a konkretnie to moje opowiadanie do The Versatile Blogger przez http://klaudiafilip8.blogspot.com/ :)
Jestem Ci naprawdę wdzięczna <3 nie wiedziałam, że komukolwiek spodoba się tak moje opowiadanie by dodać je do 15 blogów.:)

ZASADY KONKURSU:


1) Podziękować nominującemu blogerowi u niego na blogu.
2) Pokazać nagrodę The Versatile Blogger u siebie na blogu.
3) Ujawnić 7 faktów dotyczących samego siebie.
4) Nominować 15 blogów które na to zasługują.
5) Poinformować o tym fakcie autorów nominowanych blogów.
 

7 FAKTÓW O MNIE:

 
1. Moje prawdziwe imię to Natalia, ale 3/4 osób mówi do mnie Tala, więc tak zostańmy :)
2. St, to pierwsze dwie litery mojego nazwiska. :)
3. Prowadzę również bloga o sobie i tłumaczę dwa inne opowiadania.
4. Jestem Belieber, Arianator i Sibunator.
5. Częścią mojego życia jest fotografia a hobby'm gra w badminktona :)
6. Moim marzeniem było napisanie opowiadania, które stanie się popularne jak Danger, co się nigdy nie spełni :)
7. Jestem Kaszubką :)
 

NOMINOWANE BLOGI:

 

22

Justin's POV

Jeżeli ja byłem mocno zdziwiony i przerażony to wolę po prostu nie wiedzieć jak czuła się moja dziewczyna. Pewnie jest teraz w krytycznym stanie, jest tylko kobietą, a one są bezsilne. Muszę jej pomóc.
- Skąd znasz mojego kuzyna? - zapytała cała oszołomiona Cas. Jednej chwili, myślałem, że jej oczy zaraz wypłynął.
- Mimo, że nienawidzę Yakumo i Eddiego to mimo to muszę z nimi pracować. Oni go porwali Cas. Tak mi przykro. Nie miałem nic z tym wspólnego, i tak nagrabiłem sobie wyrzekając się tego zadania, bo wiedziałem, że to Twoja rodzina. - powiedział Burkely. A co jak on robi to specjalnie abyśmy wpadli w ich sita?
- A co jak kłamiesz? Może chcesz abyśmy tam poszli a oni nas wtedy złapią? - wysyczałem przez zęby. W tej chwili, nie obchodziło mnie to, że jest on najlepszym przyjacielem od dzieciństwa mojej dziewczyny.
- Chcę Wam pomóc! - krzyknął ale nie złowrogo. Coś mówiło mi, że on nie kłamie. Że nie jest winny. Ale właśnie poznaliście gorszą część mnie.
- Nie wiem czy powinniśmy Ci ufać. - wyszeptałem patrząc raz na niego a raz na Casandle. Widziałem, że byłą bliska płaczu ale nie chciała się poddać. Po prostu stała w drzwiach i patrzyła się na nas z wielkimi brązowymi oczami.
- Justin.. - wyszeptała. - ja.. ja mu ufam. - byłem zdziwiony jej nagłym odezwaniem się. - jest dalej moim najlepszym przyjacielem.. i.. i wiem, że nie zrobiłby nic przeciw mnie. - powiedziała bardzo cichym głosem.
Mam zaryzykować?
- Dokładnie. Powiedz mi Jay.. dlaczego miałbym zrobić coś przeciw osobie z którą się wychowałem? - w jego głosie jedyne co było słychać to szczerość i smutek.
 Może on ma rację?
- Wiesz.. wiesz gdzie jest Greys? - znów zapytała Cas. Była bardzo bliska płaczu.
- Wiem.. Yakumo wymyślił aby porwać go bo wiedział, że będziesz go szukać, a on.. on chce Ciebie. - to ostatnie zbiło mnie z nóg.
 Dlaczego on chciał Casandle? 
- M-mnie? - wyjąkała i najzwyczajniej w świecie zaczęła płakać, siadając na łóżko. - dlaczego mnie?
Szczerze to myślałem, że Yakumo i jego grupa będzie ścigać mnie, bo myślą, że wydam ich policji. Mógłbym, ale sam w tym tkwiłem więc nie powiem. Więc na cholerę im Cas? Co ona im takiego zrobiła? Skąd ją znają? Tyle pytań krąży w mojej głowie..
Przybliżyłem ją do siebie i objąłem od tyłu. Łzy zaczęły spływać po jej pięknych polikach.
- Casy.. nie powinienem Ci mówić patrząc w jakim stanie się znajdujesz. Mogłabyś nie przyjąć tego do siebie lub po prostu coś sobie zrobić. Nie powiem Ci teraz, siostro. Dowiesz się wkrótce. Obiecuję. - Burk miał rację. Oszalałbym gdyby coś sobie zrobiła. Fakt, również jestem ciekawy ale niech wszystko chociaż trochę się ułoży.
- Dobrze. - wyszeptała. - a co z Greysonem?
- Pójdziemy po niego. Wiem gdzie go trzymają. Jednak oczekują Ciebie w kotłowni B.A.T.R.O.D bo wiedzą, że przyszłabyś tam. Ale Greysa tam nie ma. Chodźcie. - po ostatnim słowie odsunąłem Cas od siebie i wstałem z łóżka.
Podałem rękę mojej dziewczynie aby pomóc jej wstać i zbiegliśmy na dół. Założyłem buty i wybiegliśmy z domu. Udaliśmy się do samochodu Cas. Burkely prowadził a ja siedziałem na miejscu pasażera. Casandla położyła się z tyłu.
- Możesz się przespać, długa droga przed nami. Jedziemy do Ottawy. Tam trzymają Twojego kuzyna. - powiedział Burkely  i odpalił samochód.
Oparłem głowę o szybę i ostatni raz odwróciłem się do tyłu, patrząc jak moja księżniczka zasypia. Był to przepiękny widok. Zacząłem rozmyślać dlaczego oni chcą ją. Może mają coś wspólnego z porwaniem jej jak miała 14 lat? albo z zabiciem jej brata? Nawet jak nie to prędzej czy później muszę się dowiedzieć, co było powodem jej okropnej przeszłości. Kto i dlaczego jej takie krzywdy wyrządził. Już nawet nie obchodzi mnie tak moje życie. Odkąd ona pojawiła się to nic innego mnie nie interesuje. Wtedy wszystko po prostu znika. Jestem ja i ona. Nikt i nic więcej. Jednak mimo to wiele pytań krąży mi po głowie.
Nawet nie zauważyłem kiedy zasnąłem.

**

- Obudźcie się. Jesteśmy na miejscu - powiedział Burkely. Ziewnąłem i przetarłem oczy. Odwróciłem się i zauważyłem, że Cas już się obudziła.
Wysiedliśmy z samochodu i szybko udaliśmy się do opuszczonej kotłowni. Co oni z tym mają? Yakumo zawsze ma swoje magazyny w opuszczonych kotłowniach. Nie rozumiem go. Drzwi były zamknięte. Jedno szczęście, że było nas dwóch mięśniaków. Po 2 kopnięcia od jednego i już nie ma drzwi. Wbiegliśmy do środka i zauważyliśmy na ziemi związanego Greysona, z zaklejoną buzią. Był mocno pobity.
- Greys! - krzyknęła Cas gdy go zauważyła i od razu do niego podbiegła.
Wraz z jej przyjacielem ruszyliśmy za nią. Burkely wyciągnął scyzoryk i przeciął liny a ja po woli odkleiłem taśmę z ust Greysona aby go nie zabolało. Casandla od razu wtuliła się w swojego kuzyna gdy był już wolny. Płakała mu w szyję a on mimo to, że był w kiepskim stanie i dalej siedział objął ją w tali.
- Chodźcie stąd zanim wrócą. - powiedziałem i wraz z Burkely'm pomogliśmy Greysonowi dojść do samochodu. Posadziliśmy go z tyłu obok Cas.
Droga do domu była cicha. Nie że ta cisza była niezręczna. Było przyjemnie. Każdy cieszył się, że Greys żyje. Mimo to, że faktycznie nie znam go za długo ale i tak bardzo się cieszę, wiem ile znaczy dla Cas, a ona dla mnie znaczy dużo.
Boję się, że zakocham się w niej. Nie zrozumcie mnie źle. Nigdy nikogo nie kochałem. Oprócz rodziny. Nie kochałem w taki inny sposób. Nie wiem jak to jest, i boję się, że ona tego nie odwzajemni. Chciałbym być dla niej idealnym chłopakiem. 
Dlaczego nasze życia muszą być takie.. inne? Dlaczego nie możemy być szczęśliwą kochającą się parą?My nie jesteśmy normalni. Nasze życie nie jest. Dlatego podziwiam ją, za to jak wiele przeszła a mimo to nie poddała się. Jest dla mnie idealna.
Po 6 godzinach dotarliśmy do domu Greysona. Wszyscy wysiedliśmy i weszliśmy wraz z nim do środka.
- Greys.. nie zostajesz u siebie. Będziesz mieszkał u mnie. Nie pozwolę aby cokolwiek się stało. Spakuj się i chodź. - powiedziała Cas. Zadziwiła mnie jej postawa, ale rozumiem, że martwiła się.
- Ale.. - zaczął jej kuzyn.
- Nie ma żadnego ale. Greyson kocham Cię nie rozumiesz Ty tego? Nie chcę by coś Ci się stało. - nie ukrywam.. zabolało mnie gdy powiedziała mu, że go kocha. Może dlatego, że chciałbym również poczuć się kochany w taki inny sposób?
- Dobrze. - wyszeptał Greys i poszedł na górę się pakować a my ruszyliśmy za nim.
Kiedy Greyson skończył się pakować odezwał się telefon Cas.
- Halo? ... Co się stało?... O Mój Boże.. nie mów... i co teraz?.. tak jest... tak już.. - podała telefon Greysonowi.
- Słucham?...dlaczego?... mama?... Jezus Maria oczywiście.. pa.. - o co w tym wszystkim chodziło?
Wraz z Burkelym patrzyliśmy na nich oniemiali. Casandla zaczęła płakać a Greyson był pliski płaczu.
- Cas.. skarbie co się stało? - zapytałem i podszedłem do niej przytulając ją.
- Ciocia Imelda.. coraz gorzej z nią. Greyson musi wrócić do Hiszpani. Ona.. ona może umrzeć. - wyszeptała. Bez wahania pocałowałem ją w głowę i mocno przytuliłem opiekuńczo. 
Plany się zmieniły, zawieźliśmy Greysona na lotnisko gdzie pożegnał się z nami wszystkimi i wyleciał. Casandla cały czas płakała, nie dziwię się jej. Jest w kiepskim stanie, musi odpocząć. Sam też nie czuję się najlepiej, kuje mnie serce. Burkely zawiózł nas do domu Cas.
- To ja będę już leciał. - powiedział cicho.
- Co? nie zostaniesz z nami? - zapytała przez płacz moja dziewczyna. Jednak myliłem się co do niego.
- Casy.. nie mogę. Obiecuję, że będę często Cię odwiedzał i tym razem nie zostawię Cię siostro okay? Chłopaki będą podejrzewać jak nie wrócę. Obiecuję też, że nie zrobię żadnej krzywdy ani Tobie ani Twoim bliskim. Będę słucham jakie mają zamiary i wszystko Wam mówił. - powiedział zniżając się do jej poziomu gdyż siedziała na łóżku cała zapłakana. Przytulił ją na pożegnanie i zwrócił się do mnie.
- Stary.. - zacząłem.
- Nie, pozwól, że zacznę. Wiem, że chciałeś przeprosić mnie za to, że byłeś wredny.. rozumiem Cię. - miał rację. Chciałem. - ale uwierz mi, nie mam złych zamiarów. Boję się, że stracę.. rodzinę.. - wyszeptał. Rozumiałem go doskonale. - przepraszam za wszystko okay? opiekuj się ją i nie spuszczaj z niej oka. A no i szczęścia. - uśmiechnął się szczerze i przytulił mnie jak to chłopacy robią. A następnie wyszedł.
Odwróciłem się w stronę łóżka i zauważyłem, że Casandla już spała. Nie przebierając się i nie myjąc położyłem się obok niej.
Zasnąłem.

___________
WRÓCIŁAM <3
Na wakacjach było super <3
tak bardzo tęsknię za tamtym miejscem. ;c

Jednak Burkely jest fajny nie?:) uwielbiam go xx ale Justina kocham xx

DZIĘKUJĘ ZA KOMENTARZE I STATYSTYKI <3

FOLLOWNIJCIE JUSTINA I CAS NA TWITTERZE ! - U GÓRY.

<3

TALA ST.


oto Burkely z Greysonem (jakbyście nie byli w zakładce 'Bohaterzy') :)