czwartek, 23 maja 2013

10

10


CASANDLA'S POV

Trochę zdziwiłam się tym, że powiedział mi wszystko o sobie. A bynajmniej to najgorsze. To co on przeżył.. jest trochę podobne do mojego życia. Też mam wiele problemów, wiele nie miłych wspomnień. Ale nie zamierzam mu o tym opowiadać. Ani jemu, ani nikomu innemu.
- Justin nie... - zaprzeczałam pytanie.
- Dlaczego nie? - zapytał prostując się, ale dalej siedząc.
- Bo nie - wstałam z łóżka.
To nie tak, że chciałam mieć przed nim jakiekolwiek tajemnice. Nic z tych rzeczy. Po prostu nie mówiłam nikomu o tym, i nie wiem jak się za to zabrać. Nawet ja nie pojęłam jeszcze tych rzeczy, które wydarzyły się w moim życiu, nie dopuszczam ich do siebie bo ciężko mi. A co dopiero jak miałabym komuś rozpowiadać.
Czy mu ufam? Ciężko powiedzieć. Chyba tak. Po tym jak powiedział mi najgorsze z swojego życia to chyba tak.
- Ja Ci powiedziałem.. proszę no, nie rozgadam nikomu! - warkną i wstał z łóżka aby być ze mną na równym poziomie. I tak jestem od niego niższa.
- Nie krzycz na mnie. - powiedziałam łagodnie. Bardzo zaskoczyła mnie jego postawa. Zawsze był czuły i miły a teraz coś w niego wstąpiło.
- Proszę Cię, Casandla. Powiedz mi dlaczego byłaś dzisiaj smutna. - zaczął iść w moim kierunku. Przez jego wcześniejszy napad złości trochę się go wystraszyłam, więc zaczęłam się cofać. - dlaczego się cof... - urwał w połowie pytania. Musiał sam sobie odpowiedzieć na to.
- Wiesz. - odpowiedziałam. Jego mina złagodniała. Jego oczy stały się znów pełne nadziei.
- Cas, przepraszam. Nie chciałem na Ciebie nakrzyczeć. Naprawdę, przykro mi. Wy..wybaczysz mi? - I oto powrócił Justin jakiego poznałam, dobra nie tak dokładnie. Bo poznałam go jako pobitego, niewinnego, bezbronnego, seksownego.. uff mogłabym tak wymieniać do jutra.. chłopaka. 
- Oczywiście - zaśmiałam się. Był taki słodki gdy było mu przykro.
Chwila.. czy ja to powiedziałam? Znaczy się pomyślałam. Nie.. to pewnie tylko mi się wydawało. Okay? trzymajmy się tego zdania.
- Powiesz mi dlaczego byłaś dzisiaj zła? - znów zbliżał się w moją stronę. Był co najmniej 3 kroki ode mnie.
- Ugh.. niech Ci będzie - wywróciłam oczami i usiadłam na łóżku po turecku.
- Zawsze wygrywam - powiedział podekscytowany i pewny siebie siadając obok mnie. 
- Ze mną to pierwszy raz Bieber, nie licz na więcej - uśmiechnęłam się złowieszczo. Na co on wyszczerzył oczy udając, że go zraniłam.
- To zabolało. O tu - pokazał palcem na swoje serce. Wiecie co jest zabawne? że serce jest z drugiej strony. Z moich ust wydobył się chichot. - z czego się śmiejesz, Dermon? - zapytał przymrużając oczy.
- Z tego, że Twoje jakże wielce urażone serduszko znajduje się z drugiej strony. - zakłopotał się. Jego twarz była zamieszana, co wyglądało bardzo zabawnie.
- Wiedziałem - zakrył w twarz w dłonie. Czyżby zawstydził się? - dobra mniejsza o to. Powiesz mi co Cię dzisiaj gnębi? - jego twarz z zabawnej, przeciw poważnej zmieniła się. Chciało mi się śmiać z jego powagi. 
- Um, ja.. zanim pojechałam po Ciebie, zeszłam na dół i znalazłam tam kartkę. 
- Od kogo? Co na niej było? - przeraził się. Widziałam to po jego oczach, po jego postawie. Zrobiło mi się ciepło na sercu, bo w tym geście oznajmił mi, że martwi się o mnie. Chyba, że źle to odebrałam, nie odebrałam prawda?
- Od mojej mamy. - moja głowa automatycznie poleciała na dół. Moje spojrzenie stało się obojętne, ale zarazem przepełnione bólem, rozpaczą i łzami. 
- Cas, cokolwiek się stało wiesz, że możesz mi powiedzieć no nie? - nie odpowiedziałam na to. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Po prostu patrzałam na swoje palce.
- Było na niej napisane, że mama i tata wyjechali do Lloret De Mar, do cioci Imeldy. Jest chora od urodzenia. 
- Na co jest chora? - zapytał się Justin. Jego głos był ciężki. Było słychać, że bał się o to zapytać.
- Na.. raka. Raka płuc. - moje oczy były pełne łez. Strasznie mnie piekły. Czułam jak moje poliki robią się czerwone. Zawsze tak mam gdy zaczynam płakać. Nie chciałam się rozklejać, nie przed Justinem.
Chwila? dlaczego mnie to obchodzi?
- Boziu Święty, Cas, tak mi przykro. Nie wiedziałem. Chodź tutaj - widziałam w jego oczach ból i współczucie. Rozszerzył ramiona. Dalej siedząc wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Wiecie co jest najdziwniejsze? że czułam się bezpieczna. Czułam, że nic mi teraz nie grozi. Że cały smutek miną. Wszystko dzięki dwóm ramionom, dzięki jednej postaci. Dziwne nie?
- Mama napisała na kartce, że coś się z ciocią dzieje. Dlatego do niej pojechali. Wrócą za tydzień. - ostatecznie, nie wytrzymałam i rozkleiłam się. Po moich policzkach po woli zaczęły spływać słone krople łez.
- Jesteś zżyta z ciocią? - zapytał bardziej mnie ściskając. Tego właśnie potrzebowałam.
- Bardzo. Po stracie bardzo bliskiej mi osoby, ciocia była jedyną osobą z rodziny która mnie rozumiała. - wspomnienia, te nie miłe, to wszystko wróciło. Mój żołądek zaczął skręcać mi się.
-  Czekaj co? cytuję..'po stracie bliskiej mi osoby' , 'była jedyną osobą z rodziny'. Nie rozumiem. Po kogo stracie? A mama i tata? - odsunął mnie lekko od siebie. Tak aby mógł spojrzeć mi w oczy. - Ej ćśś.. nie płacz, mała. Jestem tutaj okay? - znów wtuliłam się w jego tors. Położył głowę na poduszce, dalej mając mnie w objęciach.
- Moi rodzice myślą, że jak są dziani to kupią moje szczęście i zaufanie do nich rzeczami lub pieniędzmi. - łzy spływały po moich policzkach jakby prowadziły jakikolwiek wyścig. Byłam bardzo wrażliwa w tych tematach, w tematach rodzinnych.
- Hope.. - zaczął nie pewnie. 
- Proszę, nie mów do mnie drugim imieniem. Wolę Cas - oznajmiłam. Faktycznie, nienawidzę tego drugiego imieniu, ponieważ.. mniejsza.
- Okay, a więc Cas.. cokolwiek się stanie, to jestem tutaj z Tobą okay? - spojrzał mi głęboko w oczy. Wiedziałam, że nie kłamie. Wyczuwałam to. Ułożyłam z powrotem głowę na jego torsie. 
- Okay. - odpowiedziałam z szczerym uśmiechem. Tak, uśmiechałam się do jego klatki piersiowej. 
- To może teraz taka lekka zmiana tematu? - zaproponował bawiąc się moimi włosami. Albo mi się zdawało albo plótł właśnie warkoczyki z moim długich, czerwonych włosów.
- Okay, a więc.. jaki temat? - między nami zaczęła rosnąć krępująca cisza. Było to dosyć niezręczne.
- Skąd pochodzisz? Bo chyba Twoje imię, Casandla a także imię Twojej cioci..te, no... - zaczął się jąkać. Albo było dla niego to bardzo ciężkie imię, albo nie umiał jego wymówić. Ale wiecie co? to wychodzi na to samo.
- Imelda ? To dla Ciebie będzie trudne aby wymówić je poprawnie. Nie masz Hiszpańskiego akcentu - powiedziałam przechwalając się. 
- Hiszpański? um, a więc jesteś z Hiszpani tak? - dobra, jeżeli wcześniej był zdziwiony z jakiegokolwiek względu to spróbujcie wyobrazić go sobie teraz. 
- Tak. Urodziłam się i wychowałam w Lloret De Mar. Przeprowadziłam się do Hiszpani od czasu.. ponieważ.. ugh.. przeprowadziłam się bo.. - i znów ciężki dla mnie temat. Nie chciałam do niego dążyć. Ale masz, mam za długi język.
- Dlaczego się przeprowadziłaś? - podniósł moją głowę tak aby mógł spojrzeć w moje oczy. Nerwowo przygryzłam wargi.
Obiecuję, że gdyby mogło się zapaść pod ziemię to w tym momencie bym to zrobiła? Dlaczego? Bo i tak już za dużo mu powiedziałam. 

______________________________

ufff.. udało mi się jeszcze dzisiaj napisać 10 rozdział:)
co sądzicie o nim?
taki tajemniczy ;3
zaczęłam bardziej pisać emocje bohaterów :) lepiej ?

Jak myślicie, Cas powie Justinowi dlaczego się przeprowadziła?
Czy może będzie to dla niej za ciężkie?
Jak myślicie? co ukrywa Casandla?

ZMIENIŁAM TWITTERA, ZNACZY SIĘ ZAWIESILI MI KONTO A WIĘC MAM NOWE :)
@OfficialTalaSt :)

LICZĘ NA KOMENTARZE ;3
A NO I BOHATEROWIE NA TWITTERZE MOGĄ BYĆ MILE WIDZIANI :)
A WIĘC JAK KTOŚ BY CHCIAŁ ZAŁOŻYĆ KONTA BOHATERÓW, TO ŚMIAŁO PISAĆ :)





1 komentarz:

Dziękuję, za wyrażenie swojej opinii i poświęcenie czasu na skomentowanie :)
To wielka motywacja xx
Tala.