sobota, 27 lipca 2013

24

24


Proszę przeczytajcie notatkę pod rozdziałem, bardzo ważne.


Gdy doktor powiedział mi, że jest coś co powinnam wiedzieć to od razu miałam czarne scenariusze. A co jeśli ciocia umarła? co jeśli mam raka? co jeśli ktoś inny umarł? Taka już jestem, od razu widzę wszystko negatywnie.
Justin siedział cały napięty patrząc się raz na doktora a raz na mnie. W jego oczach widziałam przerażenie i niepokój. Złapał mnie za rękę i złączył nasze palce razem. Od razu poczułam się pewniej, potrzebowałam tego, czyjejś bliskości.
Zanim poznałam Justina nie otrzymywałam jej. Mama i tata całymi dniami w pracy, Greyson był dłuższy czas w Hiszpanii, a z Noemi relacje od 3 miesięcy mi się pogorszyły od kiedy zaczęła się przyjaźnić z April. Potrzebowałam wsparcia od innej osoby, a nie tylko do samej siebie. Bo od jakiegoś czasu mogłam liczyć tylko na siebie, nie miałam nikogo innego. Potrzebowałam bliskości i ciepła. Nie miałam tego, do teraz. To cudowne uczucie, być dla kogoś ważna, żyć specjalnie dla kogoś. Tak jak ja żyję dla Justina. Nie licząc wszelkich grożeń i zastraszania mnie to wszystko pięknie zaczyna się układać. Mam cudownego chłopaka, kochanego kuzyna, najlepszego przyjaciela. Nie obchodzi mnie już nawet Noemi czy tata. Są dla mnie nikim. Ona już nie jest moją przyjaciółką, teraz kiedy ja ją potrzebuję to jej nie ma. Bo woli przyjaźnić się z kimś z większej ligi. Woli przyjaźnić się z dziwką. Były plotki, że April się puszcza. Nie wierzyłam w nie zanim nie zobaczyłam ją wchodzącą do samochodu obcego, starszego faceta, ubrana w króciutką, obcisłą, czerwoną sukienkę z wielkim widokiem na jej piersi. April w szkole zawsze miała najgorszą opinię ale ona oczywiście myślała, że jest nie wiadomo jak dzięki temu lubiana. Fakt, była znana w całej szkole, ale jako dziwka. Nic więcej. A Noemi zawsze naśmiewała się z jej ubrań, z tego jak wygląda, jak pomiata każdym, a teraz? teraz są nierozłączne. Mogę powiedzieć, że Noemi już nie ma. Nie ma tej cudownej dziewczyny, którą znałam. Czasami brakuje mi jej, brakuje mi tego, że nie mam przyjaciółki. Potrzebuję jak każda dziewczyna, babskich pogaduszek, wychodzenia na zakupy, nocowań i wiele podobnych. Sama już nie wiem co mam robić.
- Ale c-co? - jednej chwili byłam zaskoczona a w drugiej przerażona. Wyobraźcie sobie mnie teraz.
- Muszę zrobić Pani badania. - powiedział Doktor. To już wiedziałam, ale dlaczego te badania. Po co one?
- Jakie badania? - zapytał Justin pocierając moją dłoń swoimi palcami. Tym gestem pokazywał mi, że jest tutaj ze mną.
- Pani Casandla jest jedyną osobą, która może uratować jej siostrę. - wytłumaczył lekarz. - potrzebujemy sprawdzić czy jej szpik kostny jest taki jak naszej pacjentki, Pani Imeldy. - jednak jedno zdanie krążyło mi ciągle po głowie. Jak to "jej siostrę"? przecież to moja ciocia.
- A-ale jak to .. moją siostrę. Ja jestem jedynaczką. - wyszeptałam. Ale dosyć głośno aby doktor mógł usłyszeć. Byłam wstrząśnięta tym całym zdarzeniem.
- Rozumiem, że nic Pani nie wiedziała. Pani Imelda i Pani jesteście siostrami. Proszę o resztę popytać rodziców.  - w tej chwili mój cały świat się zawalił. Wszystko po prostu się pogorszyło. Moi rodzice mnie okłamywali.  - zgadza się Pani na zrobienie badań? - zapytał mnie mężczyzna.
- O-oczywiście. - wstałam z krzesła i poszłam za doktorem, Justin ruszył za mną dalej trzymając mnie za rękę.
Weszliśmy do niewielkiego pomieszczenia, ściany były białe, a podłoga w szarych kafelkach. Niczym się nie różniło od innych szpitali. Na ścianie były różne plakaty jak np. układ kolana czy wiele innych. Po lewej stronie przy ścianie stało czarne biurko, na którym był nie za duży monitor i mnóstwo papierów. Przed biurkiem było specjalne łoże a na przeciwko niego dwa krzesła. Po prawej stronie na przeciwko biurka, obok krzeseł były czarne, drewniane drzwi. Nie za bardzo przyjazne pomieszczenie, ale czego można spodziewać się po szpitalach? dokładnie, niczego.
Usiadłam białym łożu, pokrytym zielonymi serwetkami, a doktor Alfredo podszedł do mnie z strzykawką aby pobrać mi krew. Wbił mi ją w wyznaczone miejsce, poczułam lekkie ukucie. Justin tym czasem siedział na krześle uważnie obserwując każde ruchy nie tylko moje, ale i faceta. Gdy wyciągnął strzykawkę, i przyłożył plaster na moją niewielką ranę by nie leciała mi krew, oznajmił, że gotowe i możemy wyjść, poczekać na holu na wyniki. Tak też zrobiliśmy. Wyszliśmy przez drzwi i usiedliśmy na krześle. Justin złapał mnie za ręce a ja oparłam głowę na jego ramieniu.
- Jak oni mogli mnie tak okłamywać? - wyszeptałam. - nienawidzę ich. - dokończyłam zdanie.
Wiesz jak to jest kiedy Twój tata zdradza Twoją mamę? kiedy widziałaś to na własne oczy w swoje urodziny? kiedy wiesz, że on coś ukrywa? wiesz jak to jest kiedy jesteś zastraszana od kilku lat? kiedy przez Twoje nieograniczone słownictwo, Twój brat został zamordowany? jeszcze nie wiadomo przez kogo. Kiedy dowiadujesz się, że Twoja ciocia jest poważnie chora na raka i może umrzeć w każdej chwili? kiedy ktoś chce Twojej śmierci? Kiedy okazuje się, że Twoja ciocia tak naprawdę jest Twoją siostrą i rodzice Cię okłamywali? Wiesz jak to jest? nie. Nie masz zielonego pojęcia. To boli, tak cholernie boli. Po prostu chciałabym umrzeć.
- Cas nie mów tak, to Twoi rodzice. - powiedział Justin. Jego oczy były wielkie.
- Justin, okłamywali mnie. Nie chcę ich znać. Jestem ciekawe jakie jeszcze kłamstwa kryją. - oznajmiłam mu, a on już nic nie powiedział.
Siedzieliśmy tak w ciszy, a po około 10 minutach wyszedł doktor Alfredo.Od razu z Justinem zerwaliśmy się na równe nogi, niecierpliwie oczekując wyników. Mam tylko nadzieję, że będą prawidłowe i będę mogłą pomóc cioci, znaczy siostrze.
- A więc... - zaczął doktor i zrobił lekką pauzę patrząc na swoje papiery. - niestety. - powiedział. Od razu wiedziałam, że nie mogę jej uratować. - Pani szpik kostny nie może uratować Pani Imeldy. Przykro mi. - dokończył i z powrotem poszedł do swojego gabinetu.
Zaczęłam płakać. I to panicznie. Justin przytulił mnie opiekuńczo do siebie. Wyjęłam telefon z kieszeni i zaczęłam pisać SMS.

Do: Mama
Od: Casandla
"Dlaczego nic mi nie powiedzieliście, że Imelda to moja siostra?! okłamywaliście mnie. Nienawidzę Was."

Kliknęłam wyślij. Wiem, że przesadziłam z tym, że ich nienawidzę ale pomiatały mną emocje. Oni cały czas mnie okłamywali. Nic innego nie umieli robić.  Po chwili otrzymałam wiadomość. 

Do: Casandla
Od: Mama
"W domu, u mnie w sypialni w szafie jest pudełko, w nim jest koperta, przeczytaj ją."

A teraz jeszcze jakieś potajemne wskazówki mi wysyła? miło. Oderwałam się od Justina i spojrzałam mu głęboko w oczy po czym znowu się do niego wtuliłam. Zaczęłam panicznie płakać. A on pocieszał mnie.
- Chodź skarbie, jedziemy do domu, do Bostonu. - powiedział Justin i wziął mnie na ręce jak pannę młodą.
- Justin mam nogi. - odpowiedziałam i chciałam się wyrwać z jego uścisku ale nie pozwolił mi.
- Tak, ale jesteś moją najcudowniejszą dziewczyną i chcę Cię nosić. - pocałował mnie w czoło. Tego teraz potrzebowałam, wsparcia. 
Wsiedliśmy do taksówki, która czekała na nas pod szpitalem i pojechaliśmy do hotelu gdzie od razu wzięliśmy swoje rzeczy i wyszliśmy, dobrze, że się nawet nie rozpakowaliśmy. Zapłaciliśmy facetowi w recepcji, a ten był zdziwiony, że tak szybko wyjeżdżamy. Pojechaliśmy taksówką na lotnisko, gdzie Justin zamówił bilety do Bostonu. Jedno szczęście, że samolot miał zaraz odlatywać. Położyliśmy swoje bagaże, na taśmie, która zabrała je do samolotu. Trzymając się za ręce przeszliśmy przez bramki, wsiadając do dużego biało różowego samolotu, siadając na wyznaczonych miejscach.
- Jak przyjedziemy to pamiętaj abym oddała Ci pieniądze. - powiedziałam do Justina, zapinając pas a on złapał mnie za moje obie dłonie i spojrzał mi w oczy.
- Nie oddasz mi nic, bo tego nie chcę. Jesteś moja więc wydawanie pieniędzy na Ciebie to jest nic. - uśmiechnął się szeroko i pocałował mnie w policzek.
- To była krótka podróż. - wyszeptałam. Oparłam głowę o ramię Justina, splatając nasze palce razem i zasnęłam.

___________________________
Czeeeść :)
Jak Wam się podoba?:)
Nie spodziewaliście się tego nie?

Następny rozdział w przyszłym tyg ;3
Byłoby mi niezmiernie miło jakbyście napisali mi na asku co sądzicie :)

TERAZ BARDZO WAŻNE:
Słuchajcie, wiem, że są teraz wakacje i pewnie mało z Was czyta to opowiadanie. A, że rozdziały są jakoś co tydzień pewnie Was zniechęca. Ale zrozumcie.. też mam wakacje i też chcę z nich korzystać :) rozdziały są jakoś co tydz. bo mam też tłumaczenie bloga, trzy fanpage i teraz organizuję piosenkę dla Justina :)
Więc liczę na wyrozumiałość xx

KOCHAM WAS <3
DZIĘKUJĘ ZA STATYSTYKI I KOMENTARZE <3
JESTEŚCIE NAJLEPSI :*

PRZYPOMINAM, ŻE CI CO CHCĄ BYĆ INFORMOWANI PISZĄ TYLKO W ZAKŁADCE 'INFORMOWANI' :)
 FOLLOWNIJCIE  Cas i Justina :) 

Tala St

czwartek, 18 lipca 2013

23

ORGANIZUJĘ PIOSENKĘ DLA JUSTINA BIEBERA - http://www.twitlonger.com/show/n_1rld0cg

23


Casandla's Pov

Dlaczego zawsze musi się coś zepsuć? Dlaczego zawsze przytrafia się to mi? Chociaż raz chciałabym być szczęśliwa. Nie płakać codziennie. Nawet nie wiecie jakie to jest trudne. Jakie moje życie jest trudne. Dzień w dzień płakanie, i zastraszanie. Mam tego dość. Tyle osób już zraniłam, swoim życiem. Chociażby Pablo, a teraz jak chłopacy się dowiedzą to i Burk. To boli. Boli mnie to, że przeze mnie mój brat nie żyje. To nie jest bajka.. to się nie skończy happy endem. Moje życie się nie układa. Dlaczego nie mogą po prostu mnie zabić? Byłoby o wiele prościej. Oni chcą bym cierpiała, kimkolwiek są. Tak bardzo chciałabym się dowiedzieć kto wyrządził mi takie gówno. Kto wywrócił moje życie. Kto je zniszczył. Dlaczego to takie trudne? Moje życie to pasmo ciągłych nieporozumień. Nic innego oprócz straszenia i porywania się w nim nie dzieje. To staje się nudne. Czemu nie mogę być jak każda inna normalna nastolatka? Chciałabym chodzić na imprezy, wychodzić na dwór z przyjaciółmi. Ale nie mogę. W każdej chwili mogą mnie porwać i oprócz Burkely'a nie mam przyjaciół. Noemi już nie zasługuje na to miano. Za bardzo się zmieniła. Teraz kiedy Greyson wyjechał to bardzo się boję. Był osobą z, którą nigdy się nie pokłóciłam. Był przy mnie zawsze. Co jeśli pokłócę się z Justinem? Albo Burkelym? Lub obydwoma? Do kogo wtedy pójdę aby wyżalić się? o nikogo Cas, bo nie masz już nikogo. Tak.. nie.mam.nikogo.
Wstałam z łóżka i ruszyłam do garderoby w poszukiwaniu ubrań. Długo mi to nie zajęło. Wybrałam różową sukienkę z lekkimi diamencikami. Udałam się do toalety, przejrzałam się w lustrze i monotonnie zaczęłam płakać. Nienawidzę swojego ciała. Jest okropne i nie mogę na nie patrzeć. Dlaczego Bóg tak mnie ukarał? Weszłam pod prysznic i zaczęłam oblewać się cieplutką i przyjemną wodą. Nałożyłam na siebie truskawkowy żel pod prysznic i namydliłam swoje ciało. Zaczęłam szorować je gąbką a po chwili wszystko spłukałam. Wylałam sobie na głowę końcówkę mojego również truskawkowego szamponu i zaczęłam myć włosy. Gdy spłukiwałam pianę czułam jakby wszystkie emocje ze mnie wypłynęły, jakby nic poza mną nie istniało. Czułam się idealnie. Po skończonym prysznicu wyszłam i odwracając się tyłem do lustra by nie widzieć swojego ciała zaczęłam się wycierać a następnie ubierać. Gdy byłam już w ubraniach odwróciłam się w stronę dużego lustra, z białą obwódką i zaczęłam suszyć swoje długie czerwone włosy. Na końcu wiązałam ja w niechlujnego koka ponieważ robiłam makijaż Nałożyłam tusz do rzęs, zrobiłam oczy eyeliner'em i dodałam błyszczyk. Rozwiązałam swoje włosy i pozostawiłam je rozpuszczone. W końcu wyglądałam jak człowiek.
Wyszłam z toalety i zauważyłam, że Justin już nie śpi. Wolnym i nie pewnym krokiem podeszłam do niego. Leżał dalej na łóżku. Mimo tego, że miał całe poczochrane włosy to i tak wyglądał idealnie.
- Cześć piękna. - powiedział swoim zachrypniętym głosem, na co dostałam ciarki.
- Cześć. - wyszeptałam i zarumieniłam się. Zawsze tak na mnie działał.
- Ej, kochanie nie wstydź się. Chodź do mnie. - poklepał miejsce obok siebie. Delikatnie usiadłam tam a on przyciągnął mnie bliżej siebie, nasze twarze dzieliły milimetry. Wiedziałam, że chce mnie pocałować.
- Nie.. nie teraz. Przepraszam. - oderwałam się od niego. Iskierki w jego oczach zniknęły a ja czułam się źle.
-  Spokojnie, nie przepraszaj. Nie będę się śpieszył. - widziałam w jego oczach, że był bardzo smutny. Nie chciałam aby tak się czuł.
- Justin.. będzie na to czas. Obiecuję. - pocałowałam go w policzek i położyłam się na jego torsie.
Po chwili niezręcznej ciszy oderwałam się na niego i patrzałam mi głęboko w oczy. Uśmiechnął się szczerze. Podziwiałam jego piękno. Jego wszystkie zarysy. Był idealny. 
- Idę wziąć prysznic. - wyszeptał mi do ucha i pocałował w tamtym miejscu. 
Od razu poczułam tam mrowienie, a on odszedł. Położyłam głowę na poduszce a po chwili odezwał się mój telefon.
- Tak słucham ? - był to nie znany numer.
- Dzień dobry, rozmawiam z panią Casandlą Lucy Dermon? - zapytał mnie męski głos. Byłam zaskoczona.
- Tak, a z kim rozmawiam? - zapytałam. 
- Nazywam się Alfredo Jorge Espinosa, jestem doktorem w Lloret De Mar, jest pani spokrewniona z Panią Imeldą Chole Dermon? - może coś się stało z ciocią? może dlatego dzwoni?
- Tak, a co się stało? - zapytałam. Czułam się niepewnie,
- Chciałbym przeprowadzić pani badania, mogłaby pani przyjechać jak najszybciej? - zapytał mnie doktor. I że ja mam jechać teraz do Hiszpani? 
- Pewnie ale trochę mi to zajmie, mieszkam w Bostonie, więc sam Doktor wie . - uprzedziłam go.
- Oczywiście. To do zobaczenia. - zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć on się rozłączył.
To było więcej niż dziwne. Co oni chcą ode mnie? To ciocia jest chora, nie ja. Dlaczego mają mnie badać? Byłam kłębkiem nerwów. 
Justin wyszedł z toalety i zauważył mój nieobecny wzrok. 
- Coś się stało skarbie? - zapytał się mnie i z pustym wyrazem twarzy spojrzałam na niego.
- Muszę jechać do Hiszpanii. - oznajmiłam mu. Jego mina wyrażała teraz mniej więcej zdziwienie.
- Co? Dlaczego? - zapytał mnie, siadając obok.
- Zadzwonił przed chwilą do mnie Doktor z Lloret De Mar, który leczy moją ciocię i powiedział, że musi zrobić mi badania. Muszę tam dzisiaj lecieć. Boję się Justin. - rozpłakałam się. Badania nigdy nie wróżą niczego dobrego. Nie chciałam. A zwłaszcza, że mogą mnie porwać bądź zabić. 
Justin przytulił mnie do siebie i zaczął mnie uspokajać. Płakałam na jego ramieniu.
- Kochanie ćśśś. Polecę z Tobą. - wyszeptał. Oderwałam się od niego i spojrzałam mu w oczy. 
- Nie Justin, nie chcę Cię obciążać. - szybko zaprzeczyłam. Za wiele dla mnie robi ja się z tym źle czuję.
- Casandla, jesteś moją dziewczyną tak? - po co o to pyta? Zarumieniłam się i spuściłam głowę. Podniósł ją delikatnie kciukiem.
- Tak. - wyszeptałam.
- A ja jestem Twoim chłopakiem i moim obowiązkiem jest dbanie o Ciebie i Twoje zdrowie a także wspieranie Cię. Polecę tam z Tobą. Nie ma mowy, że będziesz tam sama. - powiedział stanowczo a ja natychmiast się do niego przytuliłam.
- Jesteś najlepszym chłopakiem na świecie. - powiedziałam i czułam jak on się uśmiecha. 
Wstałam z łóżka i zaczęłam się pakować Justin zaczął robić to samo. Zabrałam wszystkie potrzebne rzeczy i zeszłam na dół z walizką. Nie wiadomo ile tam będziemy. Pojechaliśmy z Justinem na lotnisko gdzie grzecznie czekaliśmy w kolejce aby zamówić bilety.
- Dzień dobry, kiedy leci samolot do Lloret De Mar? - zapytał mój chłopak kasjerki, która była mniej więcej w moim wieku i czułam jak się rumieni.
- Za 20 minut startuje przystojniaku. - odpowiedziała. Gotowałam się w środku.
- Dzięki. - odpowiedział Justin odchodząc.
- Dasz mi swój numer? - krzyknęła za nim kasjerka, jakby nie widząc mnie. Justin zignorował to a ja cała się napięłam.
- Co jest skarbie? - zapytał mnie przyciągając mnie do swojego boku, zaczęliśmy iść w stronę wejścia do samolotu.
- Głupia blondyna. - wysyczałam przez zęby.
- Nie mów, że jesteś zazdrosna... - lekko się zaśmiał. Co w tym śmiesznego?
- Tak. Bo jesteś moim chłopakiem i jesteś cały mój. - wyprzedziłam go. Byłam całkowicie zdenerwowana jego zachowaniem. Nie rozumiem czemu się śmiał.
- Kochanie.. - podbiegł do mnie i odwrócił mnie tak, że stałam twarzą do niego. - a Ty jesteś moją księżniczką. - pocałował mnie w policzek. Wrócił mój Justin. Wtuliłam się mocno w niego. - chodź. - złapał mnie za rękę i poszliśmy w stronę samolotu.
Usiedliśmy na swoich miejscach i monotonnie zasnęłam. Czułam jak wznosimy się w górę a chwilę później w dół. Co oznaczało, że wylądowaliśmy. Lekko otworzyłam oczy.
- Wstawaj kochanie. - wyszeptał Justin odpinając mi pas. Sam już to zrobił.
Poszliśmy po swoje bagaże i udaliśmy się do hotelu, który był blisko lotniska, to w nim mieliśmy zostać na nie wiadomo jaki czas.
- Dzień dobry, była rezerwacja na nazwisko Bieber. - powiedział Justin recepcjoniście. On spojrzał w swój zeszyt.
- Pan Justin i pani Casandla Bieber? - zapytał. Dlaczego powiedział do mnie po nazwisku Justina? My nawet się nie kochamy... chyba.
- Tak. - odpowiedział mój chłopak. Facet podał Justinowi kluczyki.
- Apartament 350, ostatnie piętro. - podziękowaliśmy i udaliśmy się do windy. Po chwili znaleźliśmy się już w naszym apartamencie.
Był on przepiękny, nie wierzę, że Justin wydał na nas tyle pieniędzy. Nie musiał, mogliśmy mieć zwykły normalny pokój. Położyłam walizkę na łóżku, a on zrobił to samo. 
- Musimy iść szybko do szpitala. - powiedziała. Zjechaliśmy na sam dół i wyszliśmy przed hotel szukając jakiejś taksówki.
Wsiedliśmy do jednej, podaliśmy adres i zawiozła nas do szpitala. Grzecznie podziękowaliśmy i Justin zapłacił, co mi nie odpowiadało bo mogłam sama za siebie zapłacić.
- Dzień dobry jestem Casandla, gdzie mogę znaleźć doktora Alfredo? - zapytałam starszej pani w recepcji. Wyglądała na bardzo sympatyczną.
- W swoim gabinecie, drzwi numer 5. - odpowiedziała. Krzyknęłam krótkie dziękuję i poszłam w stronę drzwi wraz z Justinem, trzymając się za ręce. Zapukałam i po cichu weszliśmy.
- Dzień dobry, jestem Casandla Lucy Dermon. - przedstawiłam się. Tak się zastanawiam ile razy jeszcze dzisiaj to zrobię - chciał mnie pan widzieć. - powiedziałam cichutko.
- Tak, niech państwo usiądzie. - wskazał dwa krzesła po drugiej stronie biurka. - jest coś co musi pani wiedzieć.

________________________
Cześć :)
Jak myślicie co to będzie?
Co z Cas?
Albo jej ciocią?

Przykro mi, że pod 22 rozdziałem był tylko jeden komentarz ;c
ALE MIMO TO DZIĘKUJĘ ZA STATYSTYKĘ <3
KOCHAM WAS XX
TALA ST.


niedziela, 14 lipca 2013

NOMINACJA!

Cześć :)
zostałam nominowana, a konkretnie to moje opowiadanie do The Versatile Blogger przez http://klaudiafilip8.blogspot.com/ :)
Jestem Ci naprawdę wdzięczna <3 nie wiedziałam, że komukolwiek spodoba się tak moje opowiadanie by dodać je do 15 blogów.:)

ZASADY KONKURSU:


1) Podziękować nominującemu blogerowi u niego na blogu.
2) Pokazać nagrodę The Versatile Blogger u siebie na blogu.
3) Ujawnić 7 faktów dotyczących samego siebie.
4) Nominować 15 blogów które na to zasługują.
5) Poinformować o tym fakcie autorów nominowanych blogów.
 

7 FAKTÓW O MNIE:

 
1. Moje prawdziwe imię to Natalia, ale 3/4 osób mówi do mnie Tala, więc tak zostańmy :)
2. St, to pierwsze dwie litery mojego nazwiska. :)
3. Prowadzę również bloga o sobie i tłumaczę dwa inne opowiadania.
4. Jestem Belieber, Arianator i Sibunator.
5. Częścią mojego życia jest fotografia a hobby'm gra w badminktona :)
6. Moim marzeniem było napisanie opowiadania, które stanie się popularne jak Danger, co się nigdy nie spełni :)
7. Jestem Kaszubką :)
 

NOMINOWANE BLOGI:

 

22

Justin's POV

Jeżeli ja byłem mocno zdziwiony i przerażony to wolę po prostu nie wiedzieć jak czuła się moja dziewczyna. Pewnie jest teraz w krytycznym stanie, jest tylko kobietą, a one są bezsilne. Muszę jej pomóc.
- Skąd znasz mojego kuzyna? - zapytała cała oszołomiona Cas. Jednej chwili, myślałem, że jej oczy zaraz wypłynął.
- Mimo, że nienawidzę Yakumo i Eddiego to mimo to muszę z nimi pracować. Oni go porwali Cas. Tak mi przykro. Nie miałem nic z tym wspólnego, i tak nagrabiłem sobie wyrzekając się tego zadania, bo wiedziałem, że to Twoja rodzina. - powiedział Burkely. A co jak on robi to specjalnie abyśmy wpadli w ich sita?
- A co jak kłamiesz? Może chcesz abyśmy tam poszli a oni nas wtedy złapią? - wysyczałem przez zęby. W tej chwili, nie obchodziło mnie to, że jest on najlepszym przyjacielem od dzieciństwa mojej dziewczyny.
- Chcę Wam pomóc! - krzyknął ale nie złowrogo. Coś mówiło mi, że on nie kłamie. Że nie jest winny. Ale właśnie poznaliście gorszą część mnie.
- Nie wiem czy powinniśmy Ci ufać. - wyszeptałem patrząc raz na niego a raz na Casandle. Widziałem, że byłą bliska płaczu ale nie chciała się poddać. Po prostu stała w drzwiach i patrzyła się na nas z wielkimi brązowymi oczami.
- Justin.. - wyszeptała. - ja.. ja mu ufam. - byłem zdziwiony jej nagłym odezwaniem się. - jest dalej moim najlepszym przyjacielem.. i.. i wiem, że nie zrobiłby nic przeciw mnie. - powiedziała bardzo cichym głosem.
Mam zaryzykować?
- Dokładnie. Powiedz mi Jay.. dlaczego miałbym zrobić coś przeciw osobie z którą się wychowałem? - w jego głosie jedyne co było słychać to szczerość i smutek.
 Może on ma rację?
- Wiesz.. wiesz gdzie jest Greys? - znów zapytała Cas. Była bardzo bliska płaczu.
- Wiem.. Yakumo wymyślił aby porwać go bo wiedział, że będziesz go szukać, a on.. on chce Ciebie. - to ostatnie zbiło mnie z nóg.
 Dlaczego on chciał Casandle? 
- M-mnie? - wyjąkała i najzwyczajniej w świecie zaczęła płakać, siadając na łóżko. - dlaczego mnie?
Szczerze to myślałem, że Yakumo i jego grupa będzie ścigać mnie, bo myślą, że wydam ich policji. Mógłbym, ale sam w tym tkwiłem więc nie powiem. Więc na cholerę im Cas? Co ona im takiego zrobiła? Skąd ją znają? Tyle pytań krąży w mojej głowie..
Przybliżyłem ją do siebie i objąłem od tyłu. Łzy zaczęły spływać po jej pięknych polikach.
- Casy.. nie powinienem Ci mówić patrząc w jakim stanie się znajdujesz. Mogłabyś nie przyjąć tego do siebie lub po prostu coś sobie zrobić. Nie powiem Ci teraz, siostro. Dowiesz się wkrótce. Obiecuję. - Burk miał rację. Oszalałbym gdyby coś sobie zrobiła. Fakt, również jestem ciekawy ale niech wszystko chociaż trochę się ułoży.
- Dobrze. - wyszeptała. - a co z Greysonem?
- Pójdziemy po niego. Wiem gdzie go trzymają. Jednak oczekują Ciebie w kotłowni B.A.T.R.O.D bo wiedzą, że przyszłabyś tam. Ale Greysa tam nie ma. Chodźcie. - po ostatnim słowie odsunąłem Cas od siebie i wstałem z łóżka.
Podałem rękę mojej dziewczynie aby pomóc jej wstać i zbiegliśmy na dół. Założyłem buty i wybiegliśmy z domu. Udaliśmy się do samochodu Cas. Burkely prowadził a ja siedziałem na miejscu pasażera. Casandla położyła się z tyłu.
- Możesz się przespać, długa droga przed nami. Jedziemy do Ottawy. Tam trzymają Twojego kuzyna. - powiedział Burkely  i odpalił samochód.
Oparłem głowę o szybę i ostatni raz odwróciłem się do tyłu, patrząc jak moja księżniczka zasypia. Był to przepiękny widok. Zacząłem rozmyślać dlaczego oni chcą ją. Może mają coś wspólnego z porwaniem jej jak miała 14 lat? albo z zabiciem jej brata? Nawet jak nie to prędzej czy później muszę się dowiedzieć, co było powodem jej okropnej przeszłości. Kto i dlaczego jej takie krzywdy wyrządził. Już nawet nie obchodzi mnie tak moje życie. Odkąd ona pojawiła się to nic innego mnie nie interesuje. Wtedy wszystko po prostu znika. Jestem ja i ona. Nikt i nic więcej. Jednak mimo to wiele pytań krąży mi po głowie.
Nawet nie zauważyłem kiedy zasnąłem.

**

- Obudźcie się. Jesteśmy na miejscu - powiedział Burkely. Ziewnąłem i przetarłem oczy. Odwróciłem się i zauważyłem, że Cas już się obudziła.
Wysiedliśmy z samochodu i szybko udaliśmy się do opuszczonej kotłowni. Co oni z tym mają? Yakumo zawsze ma swoje magazyny w opuszczonych kotłowniach. Nie rozumiem go. Drzwi były zamknięte. Jedno szczęście, że było nas dwóch mięśniaków. Po 2 kopnięcia od jednego i już nie ma drzwi. Wbiegliśmy do środka i zauważyliśmy na ziemi związanego Greysona, z zaklejoną buzią. Był mocno pobity.
- Greys! - krzyknęła Cas gdy go zauważyła i od razu do niego podbiegła.
Wraz z jej przyjacielem ruszyliśmy za nią. Burkely wyciągnął scyzoryk i przeciął liny a ja po woli odkleiłem taśmę z ust Greysona aby go nie zabolało. Casandla od razu wtuliła się w swojego kuzyna gdy był już wolny. Płakała mu w szyję a on mimo to, że był w kiepskim stanie i dalej siedział objął ją w tali.
- Chodźcie stąd zanim wrócą. - powiedziałem i wraz z Burkely'm pomogliśmy Greysonowi dojść do samochodu. Posadziliśmy go z tyłu obok Cas.
Droga do domu była cicha. Nie że ta cisza była niezręczna. Było przyjemnie. Każdy cieszył się, że Greys żyje. Mimo to, że faktycznie nie znam go za długo ale i tak bardzo się cieszę, wiem ile znaczy dla Cas, a ona dla mnie znaczy dużo.
Boję się, że zakocham się w niej. Nie zrozumcie mnie źle. Nigdy nikogo nie kochałem. Oprócz rodziny. Nie kochałem w taki inny sposób. Nie wiem jak to jest, i boję się, że ona tego nie odwzajemni. Chciałbym być dla niej idealnym chłopakiem. 
Dlaczego nasze życia muszą być takie.. inne? Dlaczego nie możemy być szczęśliwą kochającą się parą?My nie jesteśmy normalni. Nasze życie nie jest. Dlatego podziwiam ją, za to jak wiele przeszła a mimo to nie poddała się. Jest dla mnie idealna.
Po 6 godzinach dotarliśmy do domu Greysona. Wszyscy wysiedliśmy i weszliśmy wraz z nim do środka.
- Greys.. nie zostajesz u siebie. Będziesz mieszkał u mnie. Nie pozwolę aby cokolwiek się stało. Spakuj się i chodź. - powiedziała Cas. Zadziwiła mnie jej postawa, ale rozumiem, że martwiła się.
- Ale.. - zaczął jej kuzyn.
- Nie ma żadnego ale. Greyson kocham Cię nie rozumiesz Ty tego? Nie chcę by coś Ci się stało. - nie ukrywam.. zabolało mnie gdy powiedziała mu, że go kocha. Może dlatego, że chciałbym również poczuć się kochany w taki inny sposób?
- Dobrze. - wyszeptał Greys i poszedł na górę się pakować a my ruszyliśmy za nim.
Kiedy Greyson skończył się pakować odezwał się telefon Cas.
- Halo? ... Co się stało?... O Mój Boże.. nie mów... i co teraz?.. tak jest... tak już.. - podała telefon Greysonowi.
- Słucham?...dlaczego?... mama?... Jezus Maria oczywiście.. pa.. - o co w tym wszystkim chodziło?
Wraz z Burkelym patrzyliśmy na nich oniemiali. Casandla zaczęła płakać a Greyson był pliski płaczu.
- Cas.. skarbie co się stało? - zapytałem i podszedłem do niej przytulając ją.
- Ciocia Imelda.. coraz gorzej z nią. Greyson musi wrócić do Hiszpani. Ona.. ona może umrzeć. - wyszeptała. Bez wahania pocałowałem ją w głowę i mocno przytuliłem opiekuńczo. 
Plany się zmieniły, zawieźliśmy Greysona na lotnisko gdzie pożegnał się z nami wszystkimi i wyleciał. Casandla cały czas płakała, nie dziwię się jej. Jest w kiepskim stanie, musi odpocząć. Sam też nie czuję się najlepiej, kuje mnie serce. Burkely zawiózł nas do domu Cas.
- To ja będę już leciał. - powiedział cicho.
- Co? nie zostaniesz z nami? - zapytała przez płacz moja dziewczyna. Jednak myliłem się co do niego.
- Casy.. nie mogę. Obiecuję, że będę często Cię odwiedzał i tym razem nie zostawię Cię siostro okay? Chłopaki będą podejrzewać jak nie wrócę. Obiecuję też, że nie zrobię żadnej krzywdy ani Tobie ani Twoim bliskim. Będę słucham jakie mają zamiary i wszystko Wam mówił. - powiedział zniżając się do jej poziomu gdyż siedziała na łóżku cała zapłakana. Przytulił ją na pożegnanie i zwrócił się do mnie.
- Stary.. - zacząłem.
- Nie, pozwól, że zacznę. Wiem, że chciałeś przeprosić mnie za to, że byłeś wredny.. rozumiem Cię. - miał rację. Chciałem. - ale uwierz mi, nie mam złych zamiarów. Boję się, że stracę.. rodzinę.. - wyszeptał. Rozumiałem go doskonale. - przepraszam za wszystko okay? opiekuj się ją i nie spuszczaj z niej oka. A no i szczęścia. - uśmiechnął się szczerze i przytulił mnie jak to chłopacy robią. A następnie wyszedł.
Odwróciłem się w stronę łóżka i zauważyłem, że Casandla już spała. Nie przebierając się i nie myjąc położyłem się obok niej.
Zasnąłem.

___________
WRÓCIŁAM <3
Na wakacjach było super <3
tak bardzo tęsknię za tamtym miejscem. ;c

Jednak Burkely jest fajny nie?:) uwielbiam go xx ale Justina kocham xx

DZIĘKUJĘ ZA KOMENTARZE I STATYSTYKI <3

FOLLOWNIJCIE JUSTINA I CAS NA TWITTERZE ! - U GÓRY.

<3

TALA ST.


oto Burkely z Greysonem (jakbyście nie byli w zakładce 'Bohaterzy') :)

piątek, 5 lipca 2013

21


SPECJALNA DEDYKACJA DLA KASI PTAK  <3
DZIĘKUJĘ ZA MIŁE SŁOWA <3

PS. BYŁOBY MI BARDZO MIŁO GDYBYŚCIE MI ZROBILI SPAM NA ASKU <3

21


I nagle wszystko się zepsuło. Moje serce stanęło, a ręce zaczęły pocić się ze strachu. Wtedy, kiedy zaczynało się układać musiał przyjść ktoś z młotkiem i wszystko rozwalić. Czy ja nigdy nie mogę być szczęśliwa? Czy moje życie zawsze musi kończyć się tak cudownym happy endem? Ja już mam tego dość.
- Co się stało?  - zapytał Justin z troską w głosie. Bez wahania pokazałam mu sms.
- Muszę zadzwonić... - wyszeptałam. Justin podał mi mój telefon.
- Ale do kogo? - zapytał. Sytuacja była napięta.
- Do Greys'a. - mój głos drżał. Obawiałam się najgorszego. Gdy zamiast sygnału włączyła się poczta to po prostu rozpłakałam się.
Podniosłam się na równe nogi i Justin chciał zrobić to samo ale jęknął z bólu i złapał się za klatkę piersiową i upadł. Usłyszałam kroki za sobą, odwróciłam się i zauważyłam ubraną na czarno uciekającą osobę. Jeżeli wcześniej byłam przerażona to wyobraźcie sobie mnie teraz. Najpierw straszny sms, potem mój kuzyn nie odbiera, Justinowi coś się stało i ta osoba.
Podbiegłam do Justina i po prostu zaczęłam płakać, innego wyjścia nie miałam.
- Justin.. co się stało? Chodź pomogę Ci pójść do domu. - pomogłam mu wstać i złapałam go tak aby mu pomóc. Po ciężkiej podróży udało nam się dotrzeć.
Od razu położyłam go na łóżku w moim pokoju a sama usiadłam o bok. Byłam wstrząśnięta tym wszystkim. Nie wiedziałam co właśnie się stało, a tym bardziej jak. Zaczęłam płakać.
- Nie płacz skarbie. - powiedział lekko podnosząc się tak aby przyciągnąć mnie do siebie. - wszystko będzie dobrze. - wyszeptał a ja położyłam głowę na jego torsie.
Co miało być dobrze? U mnie nigdy nie jest. Moje życie to pasmo ciągłych nieporozumień.  Powiedzcie mi, jaka normalna nastolatka jest zastraszana, była porwana, ma chłopaka który nie wierzy w miłość, jej brat zginął i wiele wiele innych? Właśnie.
- Nic nie będzie dobrze Justin. Nie wiem co się dzieje z Greysonem. Pójdę zobaczyć czy jest w domu. - wstałam z łóżka i spojrzałam na jego zmartwione oczy. Naprawdę się bałam.
- Kochanie... - zawsze jak tak mówił to czułam się.. dziwnie. Znaczy, miałam kiedyś bardzo dobrego przyjaciela, który też mnie tak nazywał i Greyson ale nigdy żaden chłopak.
- Nie Justin, muszę. Martwię się o niego. Przepraszam. - powiedziałam to wszystko dalej płacząc. Źle się z tym wszystkim czuję.
- Uważaj na siebie. - wyszeptał przez swój stań. Naprawdę nie chciałam go zostawiać.
- Będę. - schyliłam się i pocałowałam go w policzek i mocno objęłam. Mogłabym tak spędzić resztę swojego życia.
Wyszłam z pokoju i wybiegłam z domu biorąc kluczyki i wsiadając do swojego samochodu, który dostałam na 16 urodziny. Spróbowałam jeszcze raz zadzwonić do Greysona ale nic nie pomagało, nie odbierał. Zatrzymałam się przy jego domu. Tak on ma zaledwie 15 lat i ma swój dom. Znaczy dostał go od cioci Imeldy. Wybiegłam z samochodu trzaskając drzwiami i zadzwoniłam do drzwi. Czkałam i czekałam ale nikt nie otwierał. Byłam przerażona. Usiadłam na chodniku i zaczęłam najzwyczajniej w świecie płakać.
- Pomóc w czymś? - usłyszałam głos. Nie znałam go. Uniosłam swoją głowę do góry i spojrzałam na postać. Kogoś mi przypominała. Ale do końca nie wiedziałam kogo.
Był to chłopak, mniej więcej w wieku Justina czyli z 19 jak nie 20 lat. Nawet nie wiem ile ma Justin, co jest dziwne. Miał blond włosy, ulizane do tyłu. Był wysoki i miał na sobie czarną kurtkę skórzaną a pod spodem białą bluzkę i obdarte jeansy. 
- Nie.. to nic takiego. - odpowiedziałam. Podał mi rękę abym wstała. Złapałam ją.
- Jestem Burkely. - przedstawił się. Teraz wszystko było już wiadome.
- Burkely? Burkely Duffield? - zapytałam nie wierząc. 
- Tak, a Ty? - zapytał zdziwiony tą sytuacją.
- Cas, Casandla Dermon, pamiętasz mnie? - byłam zdumiona tą sytuacją. 
- Boże Casy? Jezus Maria! - krzyknął Burk i podszedł przytulając mnie mocno. Odwzajemniłam gest.
Okay, wyjaśniam. Nie dawno wspominałam, że mój dawny przyjaciel nazywał mnie kochaniem. Tym przyjacielem był właśnie Burkely. Poznaliśmy się w podstawówce, po skończeniu 2 gimnazjum on wyjechał. Nie wiedziałam nawet czy on żyje. Byliśmy bardzo dobrymi przyjaciółmi, lepszymi niż ja i Noemi. Nie widziałam go bardzo długo i powiem szczerze, że bardzo wyprzystojniał. 
- Co się z Tobą działo? - zapytałam. Dalej nie wierzyłam, że stałam tutaj przed osobą, którą naprawdę bardzo mocno kochałam, ale nie tak jak myślicie. 
- Ja.. musiałem wyjechać. - okay, jego zachowanie wydawało się trochę dziwne.
- Burkely, mimo to że długo się nie widzieliśmy, wiesz że możesz mi ufać i powiedzieć wszystko, dla mnie dalej jesteś najlepszy przyjacielem. Proszę, zaufaj mi. - powiedziałam, martwiłam się o niego. Nie wiem czemu ale miałam przeczucie, że to nic miłego.
- Okay, może usiądziemy? - zapytał a ja usiadłam tam gdzie wcześniej. Zrobił to samo. - Zacząłem przyjaźnić się w szkole z Yakumo Araki, Eddiem Miller. Na początku było fajnie, ale kiedy wtajemniczyli mnie w swoje plany już mi się to nie spodobało. Oni.. oni są przestępcami. Sprzedają narkotyki, zabijają. Zmusili mnie abym wyjechał z nimi po jednej z katastrof jakie zrobili. Nie mogłem odejść z tej paczki bo.. zrobiliby moim bliskim to samo co Bieberowi, również się z nami przyjaźnił ale wyrzekł się ich i...
- Zabili jego rodzinę. - wyszeptałam. Nie chciałam aby to usłyszał ale myślę za głośno.
- Skąd.. Ty.. to wiesz? - był zdziwiony. Zarówno jak i ja. 
- Muszę Ci coś pokazać. - wstałam a on zrobił to samo.
Wsiedliśmy do mojego samochodu. Byłam.. nie wiem, zdziwiona? Moje urodziny zawsze były klapą, w tym roku zostałam dziewczyną Justina Biebera ale dowiedziałam się takich rzeczy, że po prostu płakać mi się chce. Nie mogę uwierzyć w to, że Burkely należał do grupy, która wymordowała rodzinę mojego chłopaka. To się nie trzyma kupy. Co on tutaj w ogóle robi? 
Dotarliśmy pod mój dom, zaparkowałam, wysiedliśmy z samochodu i udaliśmy się do mojego domu. Zaprowadziłam go na górę, gdzie obecnie leżał Justin. 
- Cas kochanie jesteś.... o kurwa. - powiedział Justin gdy tylko ujrzał kto ze mną przyszedł. 
To było zadowolenie, czy nie zadowolenie ?
- Co on tutaj robi?! - wysyczał Justin przez zęby.
- Zanim cokolwiek powiesz, stary wysłuchaj mnie. - powiedział Burk. Bałam się tego jak nigdy w życiu. Nie licząc dni kiedy byłam porywana, zastraszana itp. Kiedy Justin się uspokoił Burkely zaczął kontynuować. - wcale nie jestem tutaj tak jak myślisz, aby zrobić coś Tobie bądź Cas. Jak dowiedziałem się co Yakumo i Eddie wyprawią chciałem odejść tak jak Ty ale kiedy zabili Twoją rodzinę nie chciałem ryzykować. Stary przepraszam, że nie broniłem Cię jak cokolwiek Ci robili ale sam wiesz jak z nimi jest no nie? 
- Skąd mam pewność że mówisz prawdę? Dlaczego miałbym CI zaufać? Chłopie! Moja rodzina nie żyje! Były to jedyne osoby, które kocham! - nie powiem, zrobiło mi się przykro. No bo jak byście się poczuli gdyby Wasz chłopak tak powiedział? no właśnie.

JUSTIN'S POV.

Byłem zdruzgotany. Fakt, że jeden z moich wrogów jest w tym pokoju co ja to nic, bałem się o Cas. Ta grupa jest niebezpieczna. Są moimi wrogami a ja ich. Nienawidzą mnie i mimo to co mi zrobili to i tak będą robić gorsze rzeczy, boję się, że zrobią co Cas bo krzywdzą tych na, których mi zależy. 
- Stary, chcę Cię ostrzec. - wyszeptał Bruk. Może nie miał złych zamiarów?
- Przed czym? - wtrąciła się Casandla. Nie chciałem aby się w to mieszała.
- Cas, to nie Twoja sprawa. Nie znasz tej grupy ani nikogo z nich i nie chcę abyś się w to mieszała. Za wiele dla mnie znaczysz. - powiedziałem. Wiem, że mogło ją to urazić ale chciałem aby wiedziała.
- Nie znam? Justin, z Burkelym przyjaźnię się od 4 klasy podstawówki! Był i jest dla mnie jak brat, zastępuje mi Pablo, którego już tutaj nie ma. - popłakała się, wiedziałem że nie lubiła tego wspominać.
- Nie.. nie wiedziałem. To nie zmienia postaci rzeczy, nie wiem czy można mu ufać. - powiedziałem.
- Nie można? Justin, znam go dosyć długo i wiem, że zawsze można ! -broniła przyjaciela a nie mnie, zabolało.
- Okay, niech Ci będzie. Przed czym chciałeś mnie ostrzec? - zapytałem patrząc na Burkley'a.
- Yakumo i Eddie jak dowiedzą się, że masz w życiu osobę, na której bardzo Ci zależy, nie odpuszczą jej sobie, wiesz o tym nie? a z tego co mi się wydaje to jesteście parą prawda? - zapytał Burk z uśmiechem, na to ostatnie. Odwzajemniłem gest.
- Tak. Ale nie pozwolę aby cokolwiek jej się stało. Jak się spotkaliście, teraz? - ciągle mnie to ciekawiło. Miała szukać Greysona. - co z Greysem? - zapytałem.
- Greysonem? Greysonem Dermon? - zapytał Burkely.
Skąd go do cholery znał?!
____________________
I jak ? Podoba się Wam?

Bardzo dziękuję za statystykę i komentarze <3 Jesteście najlepsi <3

FOLLOWNIJCIE CAS I JUSTINA NA TWITTERZE - U GÓRY :)
LAJKNIJCIE STRONY - U GÓRY :)

Podoba Wam się nowy wygląd ?;3

PRZEPRASZAM BARDZO ALE WYJEŻDŻAM JUTRO Z RANA NAD JEZIORO I WRACAM DO DOMU 14 LIPCA. WIĘC BĘDĘ BEZ KOMPUTERA CAŁY TYDZIEŃ A NA TELEFONIE NIE DAM RADY PISAĆ ;C 
PRZEPRASZAM ;C

KOCHAM WAS, TALA ST XX

środa, 3 lipca 2013

20

WAŻNE!

20 ROZDZIAŁ WŁAŚNIE PRZYBYŁ Z NOWYM WYGLĄDEM BLOGA YAAAAY!

Chciałabym serdecznie podziękować kochanej @Anne_195 bo to ona zrobiła mi tak cudowny nagłówek. Dziękuję, kocham Cię :*

Również chciałabym Was poprosić o drobną przysługę!

Moglibyście na asku (podany u góry) napisać mi co sądzicie o nowym wyglądzie? Dla Was to chwila a dla mnie to wiele, dziękuję <3

ROZDZIAŁ Z SPECJALNĄ DEDYKACJĄ DLA MOICH KOCHANYCH DZIEWCZYN, WIKTORII KASPRZAK I WIKTORII KOCISZEWSKIEJ <3


20


Siedziałam i milczałam. Łzy spływały z moich oczu jak jakiejś idiotce. Wyglądałam głupio, pewnie się rozmazałam ale nie obchodziło mnie to teraz. Liczył się tylko on. Macie takie uczucie, że nagle uświadamiacie sobie, że zależy Wam na kimś? Tak, ja takie miałam. Przestał grać, a ja dalej siedziałam. 
- Cas.. naprawdę to nie było tak jak myślałaś. Noemi pomagała mi w wybraniu.. tego. - wyjął pudełeczko w, którym był przepiękny pierścionek. - ćwiczyłem na niej jak mam się Ciebie o to zapytać... Casandla Lucy Dermon, zostaniesz moją dziewczyną? - zapytał. Nie mogłam w to uwierzyć.
Po prostu płakałam jeszcze bardziej, rzuciłam mu się w objęcia szlochając jak głupia.
- Oczywiście, że tak. - pocałowałam go w policzek na co on założył mi pierścionek na palec.
Ta chwila, to jedna z najlepszych w całym moim życiu. Chociaż poznając Justina, wszystko stało się piękne. Nagle gdy pojawił się w moim życiu, każdy dzień stał się niemożliwy. Wszystko się wywróciło na dobre.
- Naprawdę? - zapytał nie dowierzając.
- Tak. - odpowiedziałam cała poważna odrywając się od niego.
- Naprawdę lubię Cię Cas. - ojej.
- Ja Cię też Justin. - uśmiechnęłam się na co on odwzajemnił gest. 
Położyliśmy się na kocu, znaczy ja miałam głowę na klatce Justina. Uwielbiam leżeć przytulona do niego. Objął mnie ramieniem i patrzeliśmy w chmury.
- Sam to wszystko zaplanowałeś? - zapytałam po chwili ciszy, która o dziwo nie była niezręczna.
- Yeah, znaczy z lekką pomocą Twojej przyjaciółki. - Noemi mu pomogła? Nie chciało mi się wierzyć. A co z jej nową psiapsiółą?
- Musiał Cię kosztować... - szepnęłam patrząc na pierścionek. - nie mogę go przyjąć.
- Co? Nie, nie. Cas, to Twój prezent urodzinowy a prezentów się nie oddaje słonko. - i znów te cholerne motyle w brzuchu. 
- Wiesz co? Sprawiłeś, że moje urodziny pierwszy raz są...- nie mogłam znaleźć konkretnego słowa aby to opisać. - cudowne. - on tylko pocałował mnie w czoło. To był uroczy gest.
- Cieszę się. A jeszcze bardziej z tego, że śmiało mogę nazywać Cię moją dziewczyną. - spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem. Mówcie mi, że zwariowałam ale ten uśmiech zabija.
- A ja Ciebie moim najcudowniejszym chłopakiem. - powiedziałam cicho patrząc mu w oczy.
Po woli zbliżaliśmy się do siebie z wielkim uśmiechem, raz patrząc sobie w oczy a raz na usta. Gdy miał już zdarzyć się ten cudowny moment odwróciłam głowę.
- Przepraszam, nie jestem gotowa. - szepnęłam. Było mi bardzo głupio.
- Nie ma problemu, to ja przepraszam, pośpieszyłem Cię. - widziałam rozczarowanie w jego oczach.
Nie miejcie do mnie pretensji. Lubię go, zależy mi na nim, czuję coś do niego bo żadnego innego kolegę nie lubię aż tak, ale nie wiem czy to coś silnego czy nie. A ja nie całuję byle kogo. Po prostu nie jestem gotowa.
- Em.. sam napisałeś piosenkę? - zapytałam skrępowana przebiegłą sytuacją.
- Yeah, dlatego nie spałem z Tobą wtedy. - teraz wszystko idealnie się układało. Zaśmiałam się. - czemu się śmiejesz? - zapytał rozbawiony moim wybuchem.
- To dziwnie zabrzmiało. - nie mogłam tego kontrolować.
- Zboczona jesteś. - również zaczął się śmiać. Usiedliśmy po turecku bardzo blisko siebie.
- Proszę Cię, a Ty to niby nie miałeś skojarzeń? - na to pytanie to jedyne co to niewinny uśmiech pojawił się na jego twarzy. - jesteś tak samo zboczony jak ja misiek. - od razu spoważniał. - Co? - zapytałam na jego nagłą zmianę nastroju.
- Nazwałaś mnie misiek? - zapytał nie dowierzając.
- Yeah, przepraszam jak Cię uraziłam...- zaczęłam niewinnie. Chociaż ja w tym nic takiego nie widziałam.
- Nie uraziłaś po prostu.. nikt mnie tak nigdy nie nazywał. To było urocze. - wyznał. Uroczy to był on w tej chwili.
- Cóż, w takim razie musisz się przyzwyczaić. Bo nie jestem kolejną dziweczką, z którymi spotykałeś się kiedyś więc nie będę nazywać Cię seksiaku czy coś, tylko tak jak przed chwilą. Misiek, skarbie, słonko... kochanie. - zaczęłam mu wyliczać. Uśmiechnął się szeroko.
- Podoba mi się. - fajnie, ja tutaj daję monolog a on krótkie 'podoba mi się'. Tak miałam ochotę powiedzieć teraz 'Podobasz mi się.' ale nie zbyt wypadało, zresztą nie wiem czy to była prawda.
- A więc, rozumiem, że jesteś doświadczony? - zapytałam i ponownie położyłam głowę na jego torsie jak położył się.
- Skoro spotykałem się z dziweczkami to sama sobie odpowiedz słonko. A Ty? - zaśmiał się lekko na co jego klatka piersiowa zawibrowała.
- Em... - zarumieniłam się. Nie lubiłam takich tematów.
- Skarbie, możesz mi powiedzieć. - czułam się taka.. wyróżniona jak tak mnie nazywał.
- Nie. Znaczy.. raz, prawie mnie zgwałcili, ale nie doszło do tego. - przykro było mi to mówić. Nie lubię do tego powracać.
- Nie bój się, nie pozwolę nikomu Cię skrzywdzić. - objął mnie mocniej. Czułam się bezpieczna.
Nie wiem czy to przez niego, czy przez dobre dni, które w sumie są dzięki niemu, a więc tak, to przez niego cały czas się uśmiecham. Dziwne nie? Co najlepsze kiedy nawet nie mam powodu do uśmiechu. W sumie, teraz mam. Niby wszystko mi się wali, ciocia jest poważnie chora, tracę przyjaciółkę, jestem dalej zastraszana.. ale mimo to uśmiecham się. A to tylko dzięki niemu. Moje serce bije nieco szybciej. Nie ma łez, które były codziennie, tylko uśmiech. Czuję, że mój dom jest w jego oczach. Jest głosem, który słyszę w mojej głowie. Jest brakującym kawałkiem, którego potrzebuję. Lekarstwem, które ciężko było znaleźć. Pomaluję całe moje życie kolorem jego uśmiechu. Jest piosenką we mnie.
- Justin...? - zaczęłam nie pewnie.
- Tak? - zapytał cichym i spokojnym tonem dalej obserwując chmury, a raczej już zachodzące słońce.
- Czy Ty.. no.. byłeś kiedyś zakochany? - bałam się zadać to pytanie.
- Nigdy, nie wierzę w miłość. - teraz wiecie dlaczego się bałam. 
- Ah.. - odpowiedziałam.
Boję się, że zakocham się w nim. Że będzie dalej tak idealny, ze pokocham go. A on.. mnie nie, bo nie wierzy w miłość. To boli najbardziej. Co jeśli tak się stanie? Nie będę potrafiła wtedy od niego odejść, a chciałabym iść przez resztę życia z kimś kto mnie kocha. To trudne. Ale ja jestem Cas, moje życie nie jest łatwe.
Po chwili rozmyśleń, rozległ się dzwonek mojego telefonu, dostałam sms. Wyjęłam starannie telefon z kieszeni, uważając aby nie zdrapać swojego miętowego lakieru do paznokci. Wiadomość od 'nieznany'. Okay?
" On Cię nigdy nie pokocha szmato. Tylko Cię zrani. Pilnuj ciotki. A gdzie kurwa Twój kuzyn? hm? "

_______________
Tak, wiem że krótki, ale chciałam jak najszybciej dodać.
Przepraszam :)

Jak myślicie, o co chodzi?;o


Follownijcie Cas i JB na twitterze (na górze) :)

PS3. ZAPRASZAM NA CUDOWNEGO BLOGA KOLEŻANKI - http://modelinana.blogspot.com/