2
Wstałam około 10. Późno, wiem. Tym bardziej, że są wakacje i tylko zmarnowałam poranek. Całą noc miałam koszmary. Śniło mi się, że wtedy gdy pomagałam temu chłopakowi to zostałam postrzelona. Przez co budziłam się co jakieś 15 minut. Dlatego mam dzisiaj wory pod oczami. No niestety. Poszłam się ubrać i umyć. Zdecydowałam się dzisiaj na granatowe szorty , białą bokserkę z brokatowym serduszkiem na środku , granatowe botki . Zrobiłam lekki makijaż czyli tusz do rzęs i błyszczyk. Na co dzień nie malowałam się dużo. Co prawda mam wiele kosmetyków bo nie wiem czy wiecie ale moi rodzice są milionerami. Tak wiem, brzmi to oklepanie no ale co na to poradzę ze mają własne firmy? Nie obchodzą mnie pieniądze, ani trochę. Ale moich rodziców tak i to bardzo. Sami wybrali mi przyjaciółkę. Nie, nie Noemi. Tylko Franeceske. Ponieważ moja mama przyjaźni się z jej mamą, również milionerką i tak jakoś złożyło się ze obie mają córki w tym samym wieku. Tak naprawdę nie przyjaźnię się z Fran, udaję przed mamą. Według mnie jest ona wkurzająca, całkiem inna ode mnie. Co prawda nie pomagam często ludziom, a ona to już w ogóle. Interesuje ją tylko kasa. Rozpieszczona lalunia. Uważa, że jestem jej najlepszą przyjaciółką. Co jest zabawne. Moją najlepszą przyjaciółką jest Noemi. Znamy się od 13 lat i już tyle przyjaźnimy. Jesteśmy jak siostry, ale moi wspaniali (czujecie sarkazm) rodzice nie tolerują jej bo nie jest tak dziana jak my. Ugh, nienawidzę gdy oceniają moich znajomych po pieniądzach. Nawet nie wiedzą jaka ona jest, a jest wspaniała. Powracając do teraźniejszości. Zeszłam na dół zjeść śniadanie, płatki z mlekiem. Standard u mnie. Moich rodziców nie było w domu, pewnie znowu w pracy. Jedno szczęście. Postanowiłam iść na zakupy. Wzięłam torbę i zarzuciłam ją przez ramię, wrzuciłam do niej wodę, chusteczki, pieniądze, telefon i jakieś tam inne pierdoły i wyszłam. Po chwili zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. Uśmiechnęłam się i odebrałam.
- cześć Noemi, co tam?- zapytałam do telefonu.
- hej skarbie, świetnie. A u Ciebie? -zapytała mnie.
- okay. Chyba. - odpowiedziałam. Sama nie wiem jak się czuję.
- a jak tam z Greysonem? -zapytała. No masz.
- em no nie rozmawiałam z nim - kłamstewko.
- oj to kiepsko, wiesz muszę kończyć mama mnie woła papa - nie zdążyłam odpowiedzieć bo usłyszałam 2 sygnały oznaczające, że rozłączyła się.
Nienawidziłam jej okłamywać. Ale chciałam by to zostało we mnie. Nie lubię mówić o swoich uczuciach i wszystkim innym. Znowu miałam kłopoty. Prawda prędzej czy później wyjdzie na jaw. Muszę iść się odstresować, poszłam na moje ulubione miejsce. Sprawdzając godzinę na telefonie weszłam w uliczkę prowadzącą do placu. Odłożyłam telefon do torebki i zauważyłam kogoś na ławce. Niebieska koszula chłopaka była mi znajoma. Tak , już wiedziałam kto to. To ten wczorajszy chłopak. Widziałam, że miał spuszczoną głowę i cicho szlochał. Podbiegłam do niego. Trzymał się za rękę.
- nic Ci nie jest? -kucnęłam przed nim. Spojrzał na mnie i znów zakrył głowę.
- to Ty? Ty mi wczoraj pomagałaś? -zapytał się mnie cicho.
- tak, ja. -Zauważyłam, że ma na sobie to co wczoraj. - byłeś tutaj całą noc?
- yhym - odpowiedział.
- ale dlaczego? Dlaczego nie wróciłeś do domu? Co się stało? - usiadłam obok niego.
- Bo nie - odpowiedział swoim zachrypniętym głosem.
- co Ci się stało w rękę? - Zapytałam patrząc na nią.
- nic- odpowiedział szybko.
- jak to nic? - zdjęłam jego dłoń. Pociął się. Krew mocno mu leciała.
- zgłupiałeś?! -krzyknęłam. - Boże Święty nie rób tego więcej. - Wyjęłam butelkę wody i chusteczki.
- Nie martw się o mnie. - Powiedział podnosząc głowę spoglądając na mnie.
- za późno. - odpowiedziałam i polałam chusteczkę woda i przyłożyłam do jego rany, cicho jęknął. Zaczęłam ją przecierać. Przyglądał się mi uważnie.
- Co? Czemu się tak na mnie patrzysz? - zapytałam wyrzucając brudną od krwi chusteczkę.
- Jesteś piękna - odpowiedział i pierwszy raz ujrzałam u niego ładny uśmiech.
- Uśmiechnąłeś się. Masz uroczy uśmiech wiesz? A no i dziękuję. - odpowiedziałam zawijając jego rękę bandażem. Tak miałam bandaż w torbie.
- Rzadko to robię. - uśmiech zniknął.
- Dlaczego?
- nie mam powodu by się uśmiechać - odpowiedział spuszczając głowę. Znów zwróciłam uwagę, że ma na sobie te same ubrania.
- dlaczego się nie przebierzesz? - zapytałam ciekawska.
- Bo... nie mam pieniędzy na ubrania - cicho odpowiedział. Jeju zrobiło mi się go szkoda.
- Chodź. - Wstałam podając mu rękę.
- Dokąd? -zapytał cały oszołomiony.
- kupimy Ci ciuchy, zapłacę. - Odpowiedziałam z szczerym uśmiechem.
- Co? Zwariowałaś?! Nie. - Zaprzeczył.
- No ej.. dla mnie to nie problem.
- Nie, nie zgadzam się. -Znów zaprzeczał.
- proszę..-spojrzałam mu w oczy. Wiedziałam, że zaraz wymięknie.
- No okay. - niechętnie odpowiedział mi i wstał. Był wyższy ode mnie o pół głowy. Miał umięśnione ręce. I to bardzo. Był w cholerę seksowny. Szliśmy wolnym krokiem do sklepu poznając się po drodze.
- Jak masz na imię? - zapytałam.
- Justin. Justin Drew Bieber. - odpowiedział mi. Mrr jak seksownie. Nie myśl tak ! Ugh ! - a Ty? - dodał po chwili.
- Jestem Casandla Lucy Dermon. Ale proszę mów mi Cas. - Odpowiedziałam uśmiechając się do niego. Odwzajemnił gest.
- Pewnie - poszliśmy do galerii , do sklepu odzieżowego. Mój ulubiony, new yorker. Kupiłam tam Justinowi wiele ubrań. Co najmniej 2 siatki. Podeszliśmy do kasy.
- 1000 Dolarów - powiedziała kasjerka. Wyjęłam kartę kredytowa z portfela i podałam jej. Zapłaciłam i wyszliśmy.
- Kiedy będę mógł Ci oddać? - zapytał Justin gdy wyszliśmy.
- Zgłupiałeś? Nie masz mi oddawać.
- Nie można tak.
- Ale to prezent. A za prezenty się nie płaci - odpowiedziałam z chytrym uśmiechem. Siatki były trochę ciężkie.
- daj może poniosę? - zaproponował Justin.
- Nie, dam sobie rade.
- ale ja nie pozwolę byś to dźwigała. - Wziął ode mnie siatki.
- Może pójdziemy na kawę? Hm? Ja stawiam. I nie przyjmuję odmowy więc chodź , idziemy. - Pociągnęłam go za rękę. Zamówiłam kawy w kawiarni i usiedliśmy obok siebie, oczywiście tak trochę bokiem by się widzieć.
- Możemy porozmawiać? - zapytałam.
- O czym?- zapytał popijając łyka .
- O tym całym zdarzeniu. Wytłumaczysz mi o co chodzi? - zapytałam.
- cześć Noemi, co tam?- zapytałam do telefonu.
- hej skarbie, świetnie. A u Ciebie? -zapytała mnie.
- okay. Chyba. - odpowiedziałam. Sama nie wiem jak się czuję.
- a jak tam z Greysonem? -zapytała. No masz.
- em no nie rozmawiałam z nim - kłamstewko.
- oj to kiepsko, wiesz muszę kończyć mama mnie woła papa - nie zdążyłam odpowiedzieć bo usłyszałam 2 sygnały oznaczające, że rozłączyła się.
Nienawidziłam jej okłamywać. Ale chciałam by to zostało we mnie. Nie lubię mówić o swoich uczuciach i wszystkim innym. Znowu miałam kłopoty. Prawda prędzej czy później wyjdzie na jaw. Muszę iść się odstresować, poszłam na moje ulubione miejsce. Sprawdzając godzinę na telefonie weszłam w uliczkę prowadzącą do placu. Odłożyłam telefon do torebki i zauważyłam kogoś na ławce. Niebieska koszula chłopaka była mi znajoma. Tak , już wiedziałam kto to. To ten wczorajszy chłopak. Widziałam, że miał spuszczoną głowę i cicho szlochał. Podbiegłam do niego. Trzymał się za rękę.
- nic Ci nie jest? -kucnęłam przed nim. Spojrzał na mnie i znów zakrył głowę.
- to Ty? Ty mi wczoraj pomagałaś? -zapytał się mnie cicho.
- tak, ja. -Zauważyłam, że ma na sobie to co wczoraj. - byłeś tutaj całą noc?
- yhym - odpowiedział.
- ale dlaczego? Dlaczego nie wróciłeś do domu? Co się stało? - usiadłam obok niego.
- Bo nie - odpowiedział swoim zachrypniętym głosem.
- co Ci się stało w rękę? - Zapytałam patrząc na nią.
- nic- odpowiedział szybko.
- jak to nic? - zdjęłam jego dłoń. Pociął się. Krew mocno mu leciała.
- zgłupiałeś?! -krzyknęłam. - Boże Święty nie rób tego więcej. - Wyjęłam butelkę wody i chusteczki.
- Nie martw się o mnie. - Powiedział podnosząc głowę spoglądając na mnie.
- za późno. - odpowiedziałam i polałam chusteczkę woda i przyłożyłam do jego rany, cicho jęknął. Zaczęłam ją przecierać. Przyglądał się mi uważnie.
- Co? Czemu się tak na mnie patrzysz? - zapytałam wyrzucając brudną od krwi chusteczkę.
- Jesteś piękna - odpowiedział i pierwszy raz ujrzałam u niego ładny uśmiech.
- Uśmiechnąłeś się. Masz uroczy uśmiech wiesz? A no i dziękuję. - odpowiedziałam zawijając jego rękę bandażem. Tak miałam bandaż w torbie.
- Rzadko to robię. - uśmiech zniknął.
- Dlaczego?
- nie mam powodu by się uśmiechać - odpowiedział spuszczając głowę. Znów zwróciłam uwagę, że ma na sobie te same ubrania.
- dlaczego się nie przebierzesz? - zapytałam ciekawska.
- Bo... nie mam pieniędzy na ubrania - cicho odpowiedział. Jeju zrobiło mi się go szkoda.
- Chodź. - Wstałam podając mu rękę.
- Dokąd? -zapytał cały oszołomiony.
- kupimy Ci ciuchy, zapłacę. - Odpowiedziałam z szczerym uśmiechem.
- Co? Zwariowałaś?! Nie. - Zaprzeczył.
- No ej.. dla mnie to nie problem.
- Nie, nie zgadzam się. -Znów zaprzeczał.
- proszę..-spojrzałam mu w oczy. Wiedziałam, że zaraz wymięknie.
- No okay. - niechętnie odpowiedział mi i wstał. Był wyższy ode mnie o pół głowy. Miał umięśnione ręce. I to bardzo. Był w cholerę seksowny. Szliśmy wolnym krokiem do sklepu poznając się po drodze.
- Jak masz na imię? - zapytałam.
- Justin. Justin Drew Bieber. - odpowiedział mi. Mrr jak seksownie. Nie myśl tak ! Ugh ! - a Ty? - dodał po chwili.
- Jestem Casandla Lucy Dermon. Ale proszę mów mi Cas. - Odpowiedziałam uśmiechając się do niego. Odwzajemnił gest.
- Pewnie - poszliśmy do galerii , do sklepu odzieżowego. Mój ulubiony, new yorker. Kupiłam tam Justinowi wiele ubrań. Co najmniej 2 siatki. Podeszliśmy do kasy.
- 1000 Dolarów - powiedziała kasjerka. Wyjęłam kartę kredytowa z portfela i podałam jej. Zapłaciłam i wyszliśmy.
- Kiedy będę mógł Ci oddać? - zapytał Justin gdy wyszliśmy.
- Zgłupiałeś? Nie masz mi oddawać.
- Nie można tak.
- Ale to prezent. A za prezenty się nie płaci - odpowiedziałam z chytrym uśmiechem. Siatki były trochę ciężkie.
- daj może poniosę? - zaproponował Justin.
- Nie, dam sobie rade.
- ale ja nie pozwolę byś to dźwigała. - Wziął ode mnie siatki.
- Może pójdziemy na kawę? Hm? Ja stawiam. I nie przyjmuję odmowy więc chodź , idziemy. - Pociągnęłam go za rękę. Zamówiłam kawy w kawiarni i usiedliśmy obok siebie, oczywiście tak trochę bokiem by się widzieć.
- Możemy porozmawiać? - zapytałam.
- O czym?- zapytał popijając łyka .
- O tym całym zdarzeniu. Wytłumaczysz mi o co chodzi? - zapytałam.
____________________________
Jak myślicie, Justin zgodzi się?
Co się mu stało?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję, za wyrażenie swojej opinii i poświęcenie czasu na skomentowanie :)
To wielka motywacja xx
Tala.