czwartek, 30 maja 2013

opowiadania

UWAGA!
dodałam zakładkę 'opowiadania'
możecie TAM i TYLKO TAM podsyłać wasze linki do opowiadań czy tłumaczeń a ja je tam udostępnię i z chęcią poczytam :)


PS. NIE MUSZĄ BYĆ TO WASZE BLOGI

14

14


JUSTIN'S POV

O Mój Boże. Co ja teraz narobiłem? byłem przekonany, że to jej chłopak no bo.. proszę Was, nie wiem jak Wy ale ja pierwszy raz spotkałem się z dziewczyną, która ma tak dobre kontakty ze swoim kuzynem. Nie wiem jak to zrobię, ale teraz muszę się postarać aby nasze relacje były takie jak wcześniej. 
- Ja.. nie wiedziałem - cały zamieszany schowałem głowę na dół.
- Nie wiedziałeś a zacząłeś mnie oceniać! - krzyknęła na mnie. Szczerze mówiąc to nie dziwię się jej reakcji.
- Nie, to nie tak... 
- A nawet gdyby to nie zarywam do Ciebie! fu nie mogłabym! Jesteś dupkiem. - to ostatnie powiedziała cicho i wyszła. 
Wiecie jak się teraz czułem? jak kompletny śmieć. Jak ktoś kto nie jest niczego warty. Jak idiota jak gówniarz. Jak wszystko co najgorsze. Jestem wszystkim co najgorsze. Po cholerę otworzyłem tą swoją jebaną gębę i powiedziałem to? Jestem do bani. 
W tym momencie nie widzę żadnego sensu by przebywać w domu Cas, kiedy ona ma mnie za dupka. Nie ma innego wyjścia. Nie mogę być z nią w jednym domu, mieszkać pod jej dachem wiedząc, że ona mnie nie lubi/ nienawidzi. Nie mogę po prostu. Ale także wiem, że nie będę potrafił stąd się wynieść. Muszę. 
Podszedłem do szafy, w której znajdowały się moje ubrania. Wyjąłem moją torbę i wsadziłem do niej wszystko. Zaczynając od koszul, bluzek, skórzanych kurtek, na butach kończąc. 
Podszedłem do biurka. Stało na nim, w pięknej fioletowej ramce - mój ulubiony kolor - zdjęcie na którym byłem ja i Cas. To było w szpitalu. Tak, nie za ładne tło, wiem ale gdzie indziej jak wtedy jeszcze mnie nie wypuścili? Robiła nam te zdjęcie Noemi. Bardzo fajna dziewczyna i bardzo ładna. Ale nie lepsza od Cas. Sądzę, że nikt nigdy nie będzie lepszy od niej. Co ta dziewczyna ze mną robi? W szkole byłem znany jako twardziel, każdy się mnie bał, każda dziewczyna lizała mi dupę, byłem jednym z najpopularniejszych, a to tylko dzięki grupie chłopaków, którzy zamordowali moją rodzinę. Teraz? teraz nie mogę oprzeć się wyglądzie dziewczyny, która po prostu przygarnęła mnie jak psa. Nie mam jej tego za złe, wręcz przeciwnie. Zawsze uważałem dziewczyny za seksowne, ostatnio przyłapałem siebie na sądzeniu, że Casandla jest urocza. Dla mnie nikt nigdy, oprócz mojej siostry, nie był uroczy. Myślałem, że już tak o nikim nie pomyślę. Myliłem się?
Włożyłem zdjęcie ostrożnie do torby i ją zapiąłem. Wziąłem kartkę i długopis i zacząłem pisać. Zostawiłem to na środku łóżka. Aby było zauważalne. Otworzyłem okno, padało. To nawet za mało powiedziane, lało. 
Zawahałem się, nie wiedziałem czy tego chcę. Co ja mówię? nie chciałem tego. Ale musiałem. Przypomniałem sobie ten dzień, kiedy Cas znalazła mnie. Szczerze mówiąc, dziękuję Bogu za to, że to ona a nie kto inny.  Przerzuciłem sobie dużą torbę przez ramię, wyszedłem przez okno, schodząc po gałęziach drzewa. Stało się. Wyszedłem.

CASANDLA'S POV

Byłam zdenerwowana. Może trochę ostro podeszłam co do tego? Z pewnej strony rozumiem go. Podobam mu się, inaczej nie zrobiłby takiej awantury o to, a tu nagle słyszy jak mówię do kogoś, że go kocham. Ale bardzo zabolało mnie to jak mnie ocenił. Co najgorsze, gdybym usłyszała te słowa od kogoś innego niż Justin, olałabym je po całości. 
Usiadłam na łóżku w salonie, włączając jakieś smutne piosenki. Uwielbiałam dołować się nimi. Chociaż tym nie różniłam się od pozostałych dziewczyn. Wina zaczęła przepływać przeze mnie. Ale nie mogę się poddać. Muszę być silna. Muszę.
Po chwili zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyłam je, wiedziałam, że to Greys.
Na dworze bardzo padało. Wpuściłam go do środka. Przywitałam się z nim i udałam się do kuchni, robiąc ciepłą herbatę kuzynowi.
- Nawet nie wiesz jak bardzo za Tobą tęskniłem - powiedział kiedy podałam mu kubek. Postawił go na stole i przytulił mnie. 
- Greeeeys, jesteś mokry - powiedziałam wyrywając się z jego ucisku.
- Ah, czyli nie przytulisz się z swoim najlepszym kuzynem, którego nie widziałaś od kilku miesięcy tylko dla tego, że jest mokry? Miło. - powiedział sarkastycznie. Kochałam ten jego ton. Bez zawahania wtuliłam się w niego. Położyłam głowę na jego torsie a on objął mnie.
To nie to samo co tulenie się do Justina. Jestem głupia porównując osobę, którą kocham do tego dupka bez uczuć i zahamowań.
Gdyby był bez uczuć to przejąłby się tym, że bałaś się PSA? nienawidziłam sumienia. Wiedziałam, że ma rację. Po woli zaczęłam w to wierzyć. W to, że byłam dla niego za ostra i powinnam go przeprosić.
- Greyson muszę Ci coś powiedzieć - usiadłam na sofie po turecku, zrobił to samo.
- Hm? - zapytał. To nasze 'hm' było identycznie. Zawsze z takim samym akcentem to mówiliśmy i nawet ja to rozróżniałam. 
Zaczęłam opowiadać mu o tym, że okłamałam Noemi. Był jedynym, który wiedział, że nie lubię mojego ojca. Ale nie wiedział dlaczego, nikt nie wiedział. Oprócz mnie. Powiedziałam także to, że poznałam Justina, pomogłam mu. Potem zauważyłam go w tym samym miejscu, pokłóciliśmy się, trafił do szpitala, cudowny tydzień w odwiedzaniu go, milion zdjęć, zamieszkał u mnie, zwierzaliśmy się sobie, spał ze mną, pies, obejmował mnie w nocy, pokłóciliśmy się znowu i to ostro, i to, że go lubię.
- Ale lubisz go tak, że lubisz lubisz, czy..
- Po prostu go tylko lubię. Jesteśmy przyjaciółmi. No a bynajmniej byliśmy. - posmutniałam. Wina przejęła moje ciało. W tym momencie to było moje trzecie imię. - nie powinnam tak na niego naciskać. Jestem głupia.
- On jest na górze? Chciałbym go poznać. - powiedział. Jego oczy stały się chłodne. Wiedziałam, że nie chciał go poznać, chciał mu coś zrobić.
Greyson był takim kuzynem, który zawsze prał dupę chłopakom, którzy mnie skrzywdzili. Pomimo tego, że jest młodszy to i tak dawał sobie radę. Jest po prostu najlepszym bratem na świecie. Ludzie nie raz zazdroszczą mi, przykładem jest Noemi, która myśli, że ja i Greys jesteśmy skłóceni na śmierć.
Szkoda, że to kłamstwo.
- Nie, Greys. To nie jego wina. On.. był zazdrosny. Postaw się w jego sytuacji. Co Ty byś zrobił? - zapytałam go. Nie chciałam by robił coś Justinowi. Tym bardziej, że lubię go i dzisiaj bardzo źle się czuł. 
- Bym roztrzaskał głowę temu, komu dziewczyna która podoba mi się nazywała go 'kochaniem' itp. - wiedziałam. Za dobrze go znam. Odpuścił. Od razu się uspokoił.
- Dokładnie. Chodź. - wstałam podając mu rękę.
- Dokąd? - był zamieszany ale złapał ją i wstał. Był trochę niższy od Justina. O jakieś 5 cm.
- Chciałeś go poznać. - poszliśmy w milczeniu na górę. Weszliśmy do pokoju Justina, był pusty. 
Serce zaczęło mi szybciej bić. Nie było go tam. Byłam przerażona. Na łóżku leżała jakaś kartka. Podeszłam do niego i złapałam ją. Ręce mi się trzęsły. Co ten chłopak ze mną robi?
- Cas.. - zaczęłam czytać na głoś tak aby i Greys mógł wiedzieć co jest na niej - przepraszam Cię, naprawdę przykro mi. Wiem, że jestem dupkiem. Wiem to i dobrze wiesz od kiedy i dlaczego. Ale te słowa skierowane z Twoich ust bardziej zabolały niż moje uświadomienia. Nie wiń siebie za to bo i ja nie winię Ciebie. Jesteś wyjątkowa, tak jak mówiłem. Przepraszam, za to jak się zachowałem. Nie powinienem Cię oceniać a już na pewno nie tak. Nie jesteś taka jaka mówiłem. Jesteś urocza. Spójrz co ze mną robisz. Zawsze dziewczyny były dla mnie seksowne, jedyną uroczą była Jazzy. Teraz i Ty. - miałam w oczach łzy. Porównał mnie do swojej siostry, kiedy ona nie żyje. Wiedziałam, że bolało go pisząc to. - Nigdy w życiu nie chciałem Ciebie skrzywdzić. Wiem, że płaczesz czytając to - tak, rozpłakałam się. - ale nie rób tego. Nie z mojego powodu. Nie jestem wart Twoich łez a Ty jesteś zbyt piękna aby płakać. Nie mogę tutaj zostać, pod Twoim dachem wiedząc, że osoba, której ufam najbardziej na świecie nienawidzi mnie. Musiałem odejść. Na zawsze, Twój Justin. - skończyłam płakać i przyłożyłam kartkę do serca. Greyson podszedł do mnie i mnie przytulił uspokajając. 
- Musimy go znaleźć - dodałam przez łzy. 
- Odszedł. - powiedział po cichu Greyson.
- Nie, Ty nie rozumiesz. - oderwałam się od niego - on mnie potrzebuje, tak samo jak i ja jego.

___________________________________________________

cześć :)
Uff.. taki smutny nie?:(
gdzie jest Justin? Czy Cas otworzy się przed nim jeszcze bardziej? Czy go znajdą?

proszę komentujcie. Dla Was to komentarz a dla mnie motywacja xx.

DZIĘKUJĘ ZA WYŚWIETLENIA I KOMENTARZE, JESTEŚCIE NAJLEPSI.

WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO DLA JAZZY BIEBER! <3<3

JEŻELI KTOŚ JEST CHĘTNY DO ZAŁOŻENIA KONT BOHATERÓW NA TWITTERZE TO PISAĆ:)

@OfficialTalaSt



wtorek, 28 maja 2013

13

13


Obudziłam się o 10. Późno, no niestety. Tylko zmarnowany poranek. To chyba przez ten incydent w nocy. Myślałam, że moje problemy zaczęły się odsuwać ode mnie, a tu nagle BACH CIACH CIACH ktoś mnie obserwuje. Miło nie? mam nadzieję, że wyczujecie ten sarkazm. 
Przekręciłam się na drugi bok, przecierając oczy. Ujrzałam obok siebie, słodko śpiącego Justina. Wyglądał tak słodko i niewinnie, że aż miałam ochotę pogładzisz jego policzki, jak robią to starsze babcie. Po cichu wyszłam z łóżka, delikatnie wyrywając się z ucisku chłopaka. Podeszłam do szafy, wyciągnęłam Beżową sukienkę w delikatne kwiatki i poszłam do łazienki wykonać poranne czynności. Związałam swoje włosy w kucyka i zeszłam na dół, przygotować nam śniadanie. Zdecydowałam się, że zrobię nam racuchy. Długo ich nie jadłam, mam nadzieję, że Justin lubi je. Jest to moje ulubione danie, więc chwilowo mieszkając u nas, musi je lubić czy tego chce czy nie. 
Przygotowane racuchy zaczęłam kłaść na talerzach, polałam je sosem czekoladowym, nalałam nam soku do szklanek, położyłam wszystko na tacę i poszłam na górę. Justin jeszcze spał. Okay, albo po prostu lubi bardzo długo spać, albo jest zmęczony. Postawiłam jedzenie na biurku i zdecydowałam się go obudzić. Kucnęłam lekko i zaczęłam nim szturchać. Po chwili wołania i szturchania otworzył swoje śliczne brązowe oczy. 
- Czeeeść - wyszeptał przedłużając e.
- Hej - uśmiechnęłam się do niego i przytuliłam go leżącego. Nie odwzajemnił gestu. - coś się stało?
- Nie - odpowiedział bez emocji. Powiem wam szczerze, że zabolało mnie to. Dlaczego?
- Justin, widzę. Jeżeli chodzi o to, że jest nachalna czy coś to naprawdę przepraszam. - posmutniałam.
Nie myślcie o mnie, że jestem jakaś głupia bo staję się smutna w takich sprawach. Proszę Was. Gdyby mega przystojny i seksowny chłopak - co nie ma tutaj najmniejszego znaczenia więc, nie wiem dlaczego o tym mówię - byłby jednego dnia bardzo dla Was miły, czuły i prawie wyglądało to jakbyście byli parą, zaczęłabyś go lubić a tu nagle drugiego dnia jest odwrotnie. Uwierz, też by było Ci smutno.
- Nie, Cas. Przepraszam. Nie jesteś nachalna, wręcz przeciwnie. Uwielbiam kiedy mnie przytulasz czy coś - zaczął Justin. Humor od razu mi powrócił - ale źle się dzisiaj czuję. Przepraszam, naprawdę. - widziałam w jego oczach, że mówi samą prawdę. 
- Co Cię boli? - zapytałam troskliwym głosem. Naprawdę było mi go szkoda.
- Serce - zrobił oczy małego zbitego szczeniaczka. Zachichotałam. - Nie Cas, nie zraniłaś mnie - zaśmiał się.
Chwila moment.
- Gdybym..gdybym Cię zraniła to zabolało by Cię serce? - zapytałam wyszczerzając oczy. 
- Oczywiście - zapewnił mnie. 
- Dlaczego? - nie dowierzałam. Byłam zdziwiona. 
- Bo.. po prostu tak mi się zdaje. I jestem tego pewien, że zabolałoby mnie to. Bo jednak jesteś jedyną osobą, której ufam. Jesteś jedyną osobą, którą mam. Jedyną... - tutaj urwał. Nie wiedział jak mnie nazwać. Sama też nie wiedziałam. Po chwili ciszy już zrozumiałam wszystko.
- Przyjaciółką - uśmiechnęłam się do niego. Nie był to taki uśmiech, że wiecie aby tylko się uśmiechnąć. Było to w 100 procentach szczere.
- Jesteśmy przyjaciółmi? - zapytał siadając. W jego głosie było słychać nutkę nadziei. A w jego oczach było pełno iskierek. 
- Tak - odpowiedziałam. Uśmiech nie schodził mi z twarzy. To była piękna chwila. Uwierzcie mi, jedna z najlepszych w moim życiu. Posadził mnie swoimi silnymi rękoma na łóżku obok niego i wtulił się we mnie. Znów uczucie bezpieczeństwa, to chyba nigdy nie minie.
Podałam Justinowi śniadanie i usiadłam obok niego, włączyliśmy telewizor. Pozwoliłam Justinowi wybrać kanał. Uśmielibyście się gdybyście zauważyli jego minę podczas gdy na jego ulubionych kanałach leciały jakieś bzdety. A no i nie uwierzycie na co się zdecydowaliśmy. Disney Channel nasza miłością yaaay! Żeby nie było, Justin wybierał. 
- Boże, Justin. - zaśmiałam się z jego reakcji na Czarodzieje Z Weverly Place.
- No co ? - spojrzał na mnie z oburzoną miną. Jak małe dziecko kiedy zabierzesz mu balona albo lizaka. Chyba rozumiecie o co chodzi, no nie?
- Nie, nic - znów zaczęłam się z niego śmiać.
- Selena Gomez jest seksowna - powiedział Justin wpatrując się w nią w telewizorze. Nie wiem czemu ale poczułam ukucie w sercu. 
Czyżby zazdrość? Nie powiem, że nie. Nienawidzę oszukiwać samej siebie, nie należę do takich osób.  Wiem, że jestem zazdrosna, więc nie widzę sensu aby wmawiać sobie, że taka nie jest prawda.
- Nawet - odparłam obojętnie. Czy Selena była według mnie ładna? była. Ale z seksownością to bym się kłóciła, widziałam bardziej seksowne dziewczyny niż ona. Moja opinia.
- Ale wiesz co? - dodał Justin po chwili. Oparł się na łokciu tak by mógł na mnie patrzeć.
- Hm? - zapytałam.
- Jesteś o wiele ładniejsza i seksowniejsza. - odpowiedział. Momentalnie zarumieniłam się i uśmiechnęłam do niego.
Widzicie? Mówiłam, że są seksowniejsze dziewczyny od niej. Według Justina, ja byłam przykładem. 
- Dziękuję - odpowiedziałam. 
- Jesteś wyjątkowa - powiedział po chwili. Chyba był nieco zdziwiony, najzabawniejsze jest to, że nie wiem czym.
- Dlaczego tak sądzisz? - również podparłam się na łokciu tak aby widzieć jego piękne, brązowe tęczówki.
- Jesteś inna niż wszystkie dziewczyny jakie znałem. Dlatego bo jak powiedziałem Tobie, że jesteś o wiele lepsza niż Gomez to nie zaprzeczyłaś. Inne dziewczyny by tak zrobiły. Nie zaprzeczasz temu co mówię i nie kłócisz się ze mną o to. - czy mnie zatkało? osobiście to za mało powiedziane. W ciągu ponad ok 2 tygodni, znał mnie lepiej niż moi rodzice.
- Bo nie jestem 'wszystkie' i 'inne' jestem sobą i tylko sobą. A także jestem szczera i akceptuję to co myślę, na przykład to, że jesteś w cholerę seksowny, to że jak patrzę w Twoje oczy to po prostu odpływam a także to, że jesteś najprzystojniejszym chłopakiem jakiego w życiu widziałam - wyobraźcie sobie, że po prostu tak wyrzuciłam to z siebie, ani trochę się nie jąkając.
- Lubię Cię - odpowiedział z uśmiechem na twarzy po czym przytulił mnie do siebie. Odwzajemniłam gest. Było bardzo sympatycznie, ale musiał przerwać to mój telefon.
- Halo? - odebrałam. Nie znałam numeru.
- Hej skarbie, tutaj Greys. To mój nowy numer - jejciu jak ja go długo nie słyszałam i uwierzcie mi, w cholerę się z anim stęskniłam.
- Cześć kochanie. Co u Ciebie? - przywitałam się z nim. 
- Za dużo opowiadać. Zaraz u Ciebie będę. Papa, kocham Cię siostro - odpowiedział po czym się rozłączył. 
Greyson to mój brat cioteczny, czyli kuzyn. Tak, jest to syn mojej ukochanej cioci, Imeldy. Ale jest coś co nie wiecie, Greys jest adoptowany. Moja ciocia ma 29 lat a on 16 więc uwierzcie mi, ciężko aby go urodziła. Jest ona siostrą mojej mamy, również adoptowaną. Taka skomplikowana rodzina. Mój kuzyn jest dla mnie jak brat. Szkoda, że go na prawdę nie mam. Jestem z nim zżyta jak z nikim innym, nawet z Noemi tak nie jestem. Ostatnio wyjechał do Hiszpanii do swojej mamy, bo zachorowała, co już wiecie. Najgorsze jest to, że ostatnia się o tym dowiedziałam. 

Justin's POV

Kochanie? Kocham Cię? umarłem, zmartwychwstałem, powiesiłem się, upadłem na ziemię, utopiłem, wypłynąłem, i zakopałem się w grobie. Ostatecznie. Szczerze mówiąc to jeszcze przed chwilą myślałem, że w dalekiej przyszłości będzie mogło coś jeszcze z tego być. Znaczy się, ze mną i Cas. Że moglibyśmy być kiedyś razem. No ale ma chłopaka.
- Justin, zaraz przyjdzie Greyson, mój.. 
- Twój chłopak, tak wiem. Myślałem, że jesteś inna. Ale nawet nie jesteś wierna jednemu. Już mówisz mi, że mnie lubisz, że jestem przystojny, seksowny itp. Myliłem się co do Ciebie. - było mi przykro mówiąc to. Znów miałem łzy w oczach. Nie nazywajcie mnie mięczakiem, mazgaja itp. po prostu straciłem rodzinę, którą kochałem i kocham dalej ponad życie, teraz kiedy zacząłem lubić Cas i kiedy zaufałem jej całym sobą.. to ona tak się zachowuje.
- Justin, Greyson to mój kuzyn. 

____________________________________

Omg długi no nie ?
Oto poznaliście Casandle :) jeszcze nie wiecie o niej bardzo dużo , w sumie to jest tylko mniej niż połowa. 
Jest inna niż wszystkie no nie ?:)

Zamierzam aby ten blog był inny, dlatego w połowie jest Hiszpański, znaczy się większość bohaterów ma hiszpańskie imiona, Cas jest Hiszpanką i w ogóle dużo z tym powiązane. Jak już zauważyliście kocham ten kraj xx. I Casandla nie jest taka jak w innych opowiadaniach co czytam (nie mówię że są złe, kocham je). To co jej się wydaje - jak np. że jest zazdrosna to jak opowiedziała o sobie, nie wmawia sobie że to kłamstwo. Akceptuje to. :)

Dziękuję Wam z całego serca za te komentarze, za to że pytacie się mnie na asku kiedy rozdział. Szczerze mówiąc to nawet te pytania dodają mi otuchy, chęci do pisania :)
Dziękuję za odwiedziny <3
Dziękuję za to, że czytacie <3
Jesteście wspaniali <3

JEŻELI KTOŚ JEST CHĘTNY DO ZAŁOŻENIA KONT BOHATERÓW NA TWITTERZE TO PISAĆ:)
JEŻELI CHCECIE BYĆ INFORMOWANI TO PISAĆ;)

@OfficialTalaSt

poniedziałek, 27 maja 2013

BOHATEROWIE

Uwaga! :)
pewnie myśleliście, że w tej notce znajdziecie bohaterów nie?:)
nie.
WSZYSCY nowi bohaterowie, którzy pojawią się więcej razy - będą dodawani.
Znajdziecie bohaterów na samej górze, obok informowanych :)

Dziękuję.
Tala St.

niedziela, 26 maja 2013

12

12


Byłam.. zmieszana, przerażona, zakłopotana i wiele innych emocji. Odruchowo moje serce zaczęło mocno bić. Czułam jak ciarki przechodzą mnie na plecach, rękach, nogach i ogólnie całym ciele. Wiedziałam, że nie stanie się coś dobrego. No bo proszę Was? jak może stać się coś dobrego kiedy macie w domu nie swojego psa z nie wiadomo jakich przyczyn?! Nie wiadomo kto go tu podrzucił, czy ktoś jeszcze tu jest. 
- Boję się - przełknęłam nerwowo ślinę kiedy Justin podniósł się. 
- Chodź tu. Nic Ci nie grozi kiedy ja tutaj jestem - powiedział i przyciągnął mnie do siebie i objął ramieniem. Może to dziwnie zabrzmi ale czułam się.. bezpieczna. Tak, to dobre określenie. Pies dalej szczekał. - poczekaj tu, okay? Pójdę na dól sprawdzić o co chodzi - wyszeptał mi do ucha. Od razu w tamtym miejscu dostałam ciarki.
- Nie, nie zostanę tutaj sama. Idę z Tobą - chyba nikt w takiej chwili nie chciałby zostać sam no nie? 
- Nie, Cas zostań tu. - powiedział z powagą w głosie. Śmiesznie to zabrzmiało ale nie był to czas na śmiechy i chichy.
- Justin nie. Boję się. Zrozum, nie zostanę sama. Zresztą.. przy Tobie czuję się bezpieczna - to ostatnie ciężko mi przeszło przez gardło i wyszeptałam to wystarczająco głośno aby usłyszał. 
Nie, że taka nie była prawda. Po prostu głupio było mi się przyznać. Nie jestem z pozoru bardzo szczerą dziewczyną, która mówi prosto z mostu to co czuje. Justin przytaknął głową. Złapał mnie za rękę, splatając nasze palce razem i ruszyłam za nim. Schodziliśmy po cichu po schodach, szczekanie nie ucichło ani trochę. Justin zapalił światła na korytarzu. Gdy znaleźliśmy się na samym dole nagle się zatrzymał. Stanęłam obok niego. Pies był duży. Nie znam się na rasach ale wiem, że był groźny. Taki jakiś w stylu boksera no ale nie wiem. 
- Nie podchodź bliżej. Może Cię ugryźć - powiedział Justin lekko odpychając mnie za siebie. Posłuchałam się go. On natomiast zniżył się do poziomu psa. Jego szczekanie ucichło.
- Uważaj Justin - wyszeptałam.
Powoli pogłaskał psa aby go uspokoić. Udało mu się. Pies uległ jego rękom tak samo jak ja zawsze. Dobra, dziwne porównanie. 
- Wyniosę go - powiedział. Już chciał wziąć go za drzwi kiedy coś przykuło moją uwagę.
- Justin, czekaj - powiedziałam. Odwrócił się w moją stronę, trzymając psa za obrożę.
- Spójrz na jego obrożę, tam jest kartka - posłuchał się mnie. Wziął kartkę w ręce, podając mi ją i wyniósł psa za drzwi.
- Poczekaj tutaj, sprawdzę czy nikogo nie ma w domu - poszedł w kierunku salonu. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że jest on w samych bokserkach. O mój Boże. Po chwili wrócił do mnie - pusto - oznajmił.
Moje oczy cały czas wędrowały po jego bardzo wyrzeźbionej klatce piersiowej. Była, idealna. 
- Cas, halo.. - pstryknął palcami przed moimi oczami.
- Hm? - spojrzałam na niego.
- Patrzysz się na moją klatę? - zapytał pokazując wszystkie swoje białe zęby. 
- Nie ja.. um.. przepraszam - przegryzłam wargę, chowając głowę w dół. Moje poliki zrobiły się całe czerwone. 
- Ej, jest okay - odpowiedział podnosząc palcami lekko moją brodę bym spojrzała na niego. Na jego twarzy pojawił się ciepły i sympatyczny uśmiech.
Zaczęłam po woli otwierać kartkę. Justin stanął za mną. Czułam jego oddech na swojej szyi. Przyjemne ciepło. Moje ręce całe drżały. W oczach miałam pełno łez, bliskich wyjścia.
- Jak czujesz się z myślą, że Twoja najlepsza przyjaciółka wie mniej niż chłopaczek z Tobą? - moje serce się złamało gdy przeczytałam to na głos. To było coś okropnego. Moje łzy zaczęły spływać po twarzy. Pociągałam nosem. Justin słysząc to objął mnie od tyłu w tali. - Pilnuj swojej ciotki, suko - dokończyłam czytać karteczkę. Rozpłakałam się na dobre.
- Ćśśś. Chodź tu do mnie - powiedział cicho pocieszająco mnie Justin. Podeszłam do niego i objęłam go w pasie, wtulając się w jego klatkę piersiową. Wypłakiwałam się na nim. - nie płacz, proszę. - uspokajał mnie. Nic nie podziałało. - chodź, idź do spania. Odpocznij - wziął mnie na ręce, jak pannę młodą i zaczął nosić do pokoju.
- Nie, Justin jestem ciężka. Postaw mnie - powiedziałam ocierając łzy. 
- Jesteś leciutka jak piórko, mała - czy on musiał używać tego słowa? Zawsze wywoływało u mnie ciarki.
Zaniósł mnie do pokoju, położył delikatnie na łóżku, pocałował w czoło jak małe dziecko i już miał wychodzić.
- Justin? - zawołałam go.
- Hm? - odwrócił się stojąc w drzwiach.
- Możesz.. możesz spać ze mną? - zapytałam nie pewnie. Przez zaszklone oczy, z których ciągle leciały mi łzy udało zauważyć mi się, że uśmiechnął się.
- Oczywiście - odpowiedział i położył się obok mnie, podpierając głowę na łokciu.
- Dziękuję - wyszeptałam odwracając się w jego stronę.
- Nie płacz, proszę. Serce mi się łamie kiedy widzę jak płaczesz - powiedział wycierając mi delikatnie kciukiem łzy z policzków. Uśmiechnęłam się niewinnie do niego i odwróciłam się. Położył głowę na poduszce i objął mnie w tali. Znów poczułam te ciepło, bezpieczeństwo. 
- Jesteś za piękna aby płakać. - wyszeptał mi do ucha - jestem tutaj z Tobą. A dopóki jestem to nic Ci się nie stanie. Obiecuję. - pocałował mnie w tył głowy. 
Czułam się piękna, wyjątkowa, potrzebna. To takie dziwne uczucie. 
Ja, Cas Dermon  stwierdzam, że zaczynam lubić Justina Biebera. 

___________
jest wyczekiwany przez was 12 rozdział :)
jak Wam się podoba?:)

Przepraszam, miał być wczoraj ale nie udało mi się napisać. Wróciłam po 22 do domu. Byłam na koncercie Eweliny Lisowskiej i nie miałam już sił na pisanie rozdziału.

Dziękuję Wam bardzo za wyświetlenia i komentarze, jesteście kochani<3

Jeżeli chcecie być informowani to piszcie :)
Jeżeli ktoś jest chętny do założenia kont na twitterze bohaterów to również piszcie. :)

piątek, 24 maja 2013

11

11


JUSTIN'S POV

Zauważyłem, że strasznie się zdenerwowała. Nie pod tym względem, że była na mnie zła. Tylko pod tym, że było to dla niej bardzie ciężkie. Co ta dziewczyna ze mną robi? znamy się nie całe dwa tygodnia a ja już chcę wiedzieć o niej wszystko. Proszę, mówcie że zwariowałem, śmiało. Gdybyście byli na moim miejscu bez wahania rzucilibyście się na nią i zaczęlibyście ją całować. Jest piękna. O czym ja myślę? O mój Boże. Zaczynam bać się samego siebie, a konkretniej to swoich myśli. Mimo, że nie znam jej za bardzo to wiem, że coś ukrywa. I to coś jest bardzo dla niej trudne i ciężkie. Zżera ją to od środka. Co o niej wiem? Wiem, że jest bardzo pomocna i sympatyczna co jest dziwne jak ma się rodziców milionerów. Nie obchodzą ją pieniądze. Pochodzi z Hiszpanii, jest bardzo zżyta z swoją chorą ciocią. Więcej wkrótce się dowiem. Obiecuję.
- Nie.. nie Justin. Nie chcę o tym mówić. Może innym razem, przepraszam. - odwróciła oczy tak aby mnie patrzeć na mnie. Była urocza kiedy była zakłopotana. 
- Rozumiem, puśćmy to w nie pamięć okay? - powiedziałem bez entuzjazmu w głosie. Mój błąd. 
- Justin proszę nie bądź zły. - położyła się na moją klatkę piersiową. Nie ukrywam, że nie podobało mi się to, bo byłam zachwycony. 
- Nie jestem zły, spokojnie. Nie mógłbym - posłałem jej szczery uśmiech w między czasie gdy spojrzała na mnie. Miała piękne brązowe oczy. Zawsze gdy w nie patrzyłem to po prostu rozpływałem się.
- To może teraz Ty powiesz mi coś jeszcze o sobie? - zaproponowała po chwili miłej ciszy. 
- A co chciałbyś wiedzieć? - zapytałem dokańczając warkocza na jej włosach, którego za każdym razem psuła gdy podnosiła się. Nie, nie miałem jej tego za złe.
- Hmm.. masz przyjaciół? takich, że z dzieciństwa, najlepszych - wspomnienia znów uderzyły we mnie. Dlaczego moje życie nie może być super zwariowane? a nie mega dramatyczne. Zmrużyłem oczy starając przypomnieć sobie pewna rzecz.
- Miałem. 
- Jak to miałeś? - podniosła się, siadając bokiem aby patrzeć na mnie. Szkoda, było tak przyjemnie wygodnie gdy opierała głowę o moją klatkę piersiową.
- Zanim zacząłem przyjaźnić się z Yakumo i jego zgrają miałem taką swoją paczkę. Christian, Ryan i Chaz.
- Co się stało, że już się nie przyjaźnicie? - usiadła po turecku prostując plecy. 
- Zacząłem ich olewać. Wtedy liczyli się tylko Yakumo, Eddy i Burkely a no i moja rodzina. Nawet nie zorientowałem się kiedy Chaz i Ryan wyjechali. - to jest drugie najgorsze moje wspomnienie, tuż po tym jak zginęła moja rodzina. Kto by pomyślał, że zadawanie się z trójką oszołomów sprawi tyle mętliku w moim życiu? Tak, nikt.
-  Dokąd wyjechali? - dopytywała się Cas. Wcale mnie to nie denerwowało, że była taka ciekawa. Wręcz przeciwnie, robiło mi się miło, że chciała mnie poznać.
- Do Kanady. Stamtąd pochodzą, tak jak i ja. 
- A co z Christianem? Bo powiedziałeś, że tylko Ryan i Chaz wyjechali. - położyła się obok mnie podpierając się na łokciu. Jej piękne czerwone włosy opadały na jej słodką, niewinną twarz.
- Christian... miał wypadek. Był w drodze do Kanady. Umarł na miejscu - w moich oczach dało zauważyć się pełno łez. 
Nie nazywajcie mnie mięczakiem, zrozumcie, że gdyby została zamordowana wasza rodzina i dodatkowo Twój najlepszy przyjaciel od dzieciństwa miałby śmiertelny wypadek, to uwierzcie mi też byście byli blisko płaczu wspominając to.
- Tak mi przykro Justin. - wtuliła się we mnie. Zdziwiło mnie to, po chwili odwzajemniłem uścisk i objąłem ją wokół jej tali. Pachniała tak pięknie.
- Nic się nie stało. - oderwałem się od niej i spojrzałem w oczy, następnie odgarnąłem jej włosy z twarzy.

CASANDLA'S POV.

Zrobiło mi się głupio. Nie chciałam dążyć do takich tematów, jak np. śmierć jego przyjaciela, no ale skąd mogłam wiedzieć. Poczułam ukucie w sercu, było mi go tak bardzo żal, że nawet nie spostrzegłam się kiedy wtuliłam się niego. Znów czułam się bezpieczne. Co ten chłopak miał w sobie? Cokolwiek to było chcę dowiedzieć się co sprawia, że czuję się przy nim jak księżniczka. 
Po chwili niezręcznej ciszy patrzenia sobie bardzo głęboko w oczy udało mi się opamiętać. Oczywiście nie byłabym sobą gdybym się nie zarumieniła, to już był standard przy nim. 
Zeszłam z łóżka i podeszłam do szafy wyciągając piżamę.
- Dokąd idziesz? - zapytał się mnie Justin. Proszę Cię, chyba wiadomo, że jak biorę piżamę to idę się umyć nie?
- Do łazienki. Idę się umyć i spać. Aaa zapomniałabym Ci pokazać gdzie śpisz - odłożyłam ubrania na szafę i podeszłam do niego wyciągając rękę aby pomóc mu wstać.
- No wiesz, Twoje łóżko jest bardzo wygodne. Mógłbym spać z Tobą - uniósł brwi uwodzicielsko. Ale niestety, na mnie to nie działa.
- Próbuj dalej, Bieber ale nic z tego - uśmiechnęłam się do niego. Złapał moją rękę i wstając przyciągnął mnie do siebie tak, że nasze ciała się stykały. Schylił swoją głowę aby spojrzeć mi w oczy.
- I tak sprawię, że się zarumienisz, mała - szepnął. Uwierz, że już to się stało tylko nie widziałeś ani jednego razu. Tak jak teraz. Odwróciłam głowę aby nie zauważył. Ale samo słowo 'mała' wychodzące z jego ust sprawiło, że moje ciało zadrżało a poliki były różowe.
- Powodzenia - posłałam mu uśmiech i położyłam rękę na jego klatce piersiowej nie zdając sobie z tego sprawy. - prze-przepraszam - zająkałam się.
- Ej, Cas... przytulałaś się do mnie, leżałaś na moim torsie co przyznam szczerze bardzo mi się podobało, więc nie masz powodu do przepraszania - ulżyło mi. Myślałam, że pomyśli sobie, że chcę coś więcej a rzecz jasna nie chcę. 
Pociągnęłam go za rękę i zaprowadziłam do pokoju gościnnego. Był tej samej wielkości co mój pokój. Czyli bardzo duży, również miał swoją łazienkę, jak każde pomieszczenie w tym domu. Zostawiłam go tam i udałam się do siebie z zamiarem wzięcia prysznicu. I tak też zrobiłam. Wszystkie emocje, które pojawiły się wcześniej, czyli smutek, przerażenie, współczucie i wiele innych podobnych spłynęły wraz z żelem pod prysznic. Czułam się świeżo, jak nowo narodzona. Bez problemów, bez niczego. Ogarnęłam się, przebrałam w piżamę, czyli krótkie szorty koloru czarnego i różową bokserkę. Wyszłam z łazienki, spojrzałam na zegarek znajdujący się na moim biurku. 22. No dobra, trochę się zagadaliśmy. Położyłam się do łóżka i po prostu zasnęłam.

- Cas, Cas mogę położyć się do Ciebie? - usłyszałam szept Justina nad moim uchem. 
- Yhym - odpowiedziałam w śnie. Poczułam jak kładzie się obok mnie i przykrywa nas z powrotem kołdrą. Przez to chwilowe odkrycie było mi bardzo zimno. Po chwili rozgrzałam się pod jego dotykiem. Jego gorące dłonie objęły mnie w pasie. Uśmiechnęłam się pod nosem, co najlepsze.. przez sen. 
- Dziękuję - szepnął w moje ucho. Natychmiastowo przeszły mnie tam ciarki.
- Spoko. Dlaczego nie chciałeś tam spać? - odpowiedziałam z zachrypniętym głosem. 
- Nie mogłem zasnąć, Twój pies cały czas hałasował i szczekał. - po tych jego słowach usłyszałam szczeknięcia dobiegające z dołu.
- Ooookay - przeciągnęłam 'o'. Moje oczy nagle się gwałtownie otworzyły i usiadłam.
- Co się stało? - zapytał siadając obok mnie i wpatrując się we mnie, próbując rozgryść o co znowu mi chodzi.
- Justin... - przełknęłam ślinę - ja.. ja nie mam psa. - spojrzałam na niego cała wystraszona.

_______________________________________________

O MÓJ BOŻE JAKIE EMOCJE NVJKFFBDNKJ <3
Podoba wam się rozdział ? bo ja jestem dumna z tego co napisałam :)
KOMENTUJCIE <3

Jak myślicie, o co chodzi z tym psem?

JEŻELI JEST KTOŚ CHĘTNY DO ZAŁOŻENIA KONT BOHATERÓW NA TWITTERZE TO PISZCIE :)
JEŻELI CHCECIE BYĆ INFORMOWANI TO PISZCIE :)


@OfficialTalaSt

czwartek, 23 maja 2013

10

10


CASANDLA'S POV

Trochę zdziwiłam się tym, że powiedział mi wszystko o sobie. A bynajmniej to najgorsze. To co on przeżył.. jest trochę podobne do mojego życia. Też mam wiele problemów, wiele nie miłych wspomnień. Ale nie zamierzam mu o tym opowiadać. Ani jemu, ani nikomu innemu.
- Justin nie... - zaprzeczałam pytanie.
- Dlaczego nie? - zapytał prostując się, ale dalej siedząc.
- Bo nie - wstałam z łóżka.
To nie tak, że chciałam mieć przed nim jakiekolwiek tajemnice. Nic z tych rzeczy. Po prostu nie mówiłam nikomu o tym, i nie wiem jak się za to zabrać. Nawet ja nie pojęłam jeszcze tych rzeczy, które wydarzyły się w moim życiu, nie dopuszczam ich do siebie bo ciężko mi. A co dopiero jak miałabym komuś rozpowiadać.
Czy mu ufam? Ciężko powiedzieć. Chyba tak. Po tym jak powiedział mi najgorsze z swojego życia to chyba tak.
- Ja Ci powiedziałem.. proszę no, nie rozgadam nikomu! - warkną i wstał z łóżka aby być ze mną na równym poziomie. I tak jestem od niego niższa.
- Nie krzycz na mnie. - powiedziałam łagodnie. Bardzo zaskoczyła mnie jego postawa. Zawsze był czuły i miły a teraz coś w niego wstąpiło.
- Proszę Cię, Casandla. Powiedz mi dlaczego byłaś dzisiaj smutna. - zaczął iść w moim kierunku. Przez jego wcześniejszy napad złości trochę się go wystraszyłam, więc zaczęłam się cofać. - dlaczego się cof... - urwał w połowie pytania. Musiał sam sobie odpowiedzieć na to.
- Wiesz. - odpowiedziałam. Jego mina złagodniała. Jego oczy stały się znów pełne nadziei.
- Cas, przepraszam. Nie chciałem na Ciebie nakrzyczeć. Naprawdę, przykro mi. Wy..wybaczysz mi? - I oto powrócił Justin jakiego poznałam, dobra nie tak dokładnie. Bo poznałam go jako pobitego, niewinnego, bezbronnego, seksownego.. uff mogłabym tak wymieniać do jutra.. chłopaka. 
- Oczywiście - zaśmiałam się. Był taki słodki gdy było mu przykro.
Chwila.. czy ja to powiedziałam? Znaczy się pomyślałam. Nie.. to pewnie tylko mi się wydawało. Okay? trzymajmy się tego zdania.
- Powiesz mi dlaczego byłaś dzisiaj zła? - znów zbliżał się w moją stronę. Był co najmniej 3 kroki ode mnie.
- Ugh.. niech Ci będzie - wywróciłam oczami i usiadłam na łóżku po turecku.
- Zawsze wygrywam - powiedział podekscytowany i pewny siebie siadając obok mnie. 
- Ze mną to pierwszy raz Bieber, nie licz na więcej - uśmiechnęłam się złowieszczo. Na co on wyszczerzył oczy udając, że go zraniłam.
- To zabolało. O tu - pokazał palcem na swoje serce. Wiecie co jest zabawne? że serce jest z drugiej strony. Z moich ust wydobył się chichot. - z czego się śmiejesz, Dermon? - zapytał przymrużając oczy.
- Z tego, że Twoje jakże wielce urażone serduszko znajduje się z drugiej strony. - zakłopotał się. Jego twarz była zamieszana, co wyglądało bardzo zabawnie.
- Wiedziałem - zakrył w twarz w dłonie. Czyżby zawstydził się? - dobra mniejsza o to. Powiesz mi co Cię dzisiaj gnębi? - jego twarz z zabawnej, przeciw poważnej zmieniła się. Chciało mi się śmiać z jego powagi. 
- Um, ja.. zanim pojechałam po Ciebie, zeszłam na dół i znalazłam tam kartkę. 
- Od kogo? Co na niej było? - przeraził się. Widziałam to po jego oczach, po jego postawie. Zrobiło mi się ciepło na sercu, bo w tym geście oznajmił mi, że martwi się o mnie. Chyba, że źle to odebrałam, nie odebrałam prawda?
- Od mojej mamy. - moja głowa automatycznie poleciała na dół. Moje spojrzenie stało się obojętne, ale zarazem przepełnione bólem, rozpaczą i łzami. 
- Cas, cokolwiek się stało wiesz, że możesz mi powiedzieć no nie? - nie odpowiedziałam na to. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Po prostu patrzałam na swoje palce.
- Było na niej napisane, że mama i tata wyjechali do Lloret De Mar, do cioci Imeldy. Jest chora od urodzenia. 
- Na co jest chora? - zapytał się Justin. Jego głos był ciężki. Było słychać, że bał się o to zapytać.
- Na.. raka. Raka płuc. - moje oczy były pełne łez. Strasznie mnie piekły. Czułam jak moje poliki robią się czerwone. Zawsze tak mam gdy zaczynam płakać. Nie chciałam się rozklejać, nie przed Justinem.
Chwila? dlaczego mnie to obchodzi?
- Boziu Święty, Cas, tak mi przykro. Nie wiedziałem. Chodź tutaj - widziałam w jego oczach ból i współczucie. Rozszerzył ramiona. Dalej siedząc wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Wiecie co jest najdziwniejsze? że czułam się bezpieczna. Czułam, że nic mi teraz nie grozi. Że cały smutek miną. Wszystko dzięki dwóm ramionom, dzięki jednej postaci. Dziwne nie?
- Mama napisała na kartce, że coś się z ciocią dzieje. Dlatego do niej pojechali. Wrócą za tydzień. - ostatecznie, nie wytrzymałam i rozkleiłam się. Po moich policzkach po woli zaczęły spływać słone krople łez.
- Jesteś zżyta z ciocią? - zapytał bardziej mnie ściskając. Tego właśnie potrzebowałam.
- Bardzo. Po stracie bardzo bliskiej mi osoby, ciocia była jedyną osobą z rodziny która mnie rozumiała. - wspomnienia, te nie miłe, to wszystko wróciło. Mój żołądek zaczął skręcać mi się.
-  Czekaj co? cytuję..'po stracie bliskiej mi osoby' , 'była jedyną osobą z rodziny'. Nie rozumiem. Po kogo stracie? A mama i tata? - odsunął mnie lekko od siebie. Tak aby mógł spojrzeć mi w oczy. - Ej ćśś.. nie płacz, mała. Jestem tutaj okay? - znów wtuliłam się w jego tors. Położył głowę na poduszce, dalej mając mnie w objęciach.
- Moi rodzice myślą, że jak są dziani to kupią moje szczęście i zaufanie do nich rzeczami lub pieniędzmi. - łzy spływały po moich policzkach jakby prowadziły jakikolwiek wyścig. Byłam bardzo wrażliwa w tych tematach, w tematach rodzinnych.
- Hope.. - zaczął nie pewnie. 
- Proszę, nie mów do mnie drugim imieniem. Wolę Cas - oznajmiłam. Faktycznie, nienawidzę tego drugiego imieniu, ponieważ.. mniejsza.
- Okay, a więc Cas.. cokolwiek się stanie, to jestem tutaj z Tobą okay? - spojrzał mi głęboko w oczy. Wiedziałam, że nie kłamie. Wyczuwałam to. Ułożyłam z powrotem głowę na jego torsie. 
- Okay. - odpowiedziałam z szczerym uśmiechem. Tak, uśmiechałam się do jego klatki piersiowej. 
- To może teraz taka lekka zmiana tematu? - zaproponował bawiąc się moimi włosami. Albo mi się zdawało albo plótł właśnie warkoczyki z moim długich, czerwonych włosów.
- Okay, a więc.. jaki temat? - między nami zaczęła rosnąć krępująca cisza. Było to dosyć niezręczne.
- Skąd pochodzisz? Bo chyba Twoje imię, Casandla a także imię Twojej cioci..te, no... - zaczął się jąkać. Albo było dla niego to bardzo ciężkie imię, albo nie umiał jego wymówić. Ale wiecie co? to wychodzi na to samo.
- Imelda ? To dla Ciebie będzie trudne aby wymówić je poprawnie. Nie masz Hiszpańskiego akcentu - powiedziałam przechwalając się. 
- Hiszpański? um, a więc jesteś z Hiszpani tak? - dobra, jeżeli wcześniej był zdziwiony z jakiegokolwiek względu to spróbujcie wyobrazić go sobie teraz. 
- Tak. Urodziłam się i wychowałam w Lloret De Mar. Przeprowadziłam się do Hiszpani od czasu.. ponieważ.. ugh.. przeprowadziłam się bo.. - i znów ciężki dla mnie temat. Nie chciałam do niego dążyć. Ale masz, mam za długi język.
- Dlaczego się przeprowadziłaś? - podniósł moją głowę tak aby mógł spojrzeć w moje oczy. Nerwowo przygryzłam wargi.
Obiecuję, że gdyby mogło się zapaść pod ziemię to w tym momencie bym to zrobiła? Dlaczego? Bo i tak już za dużo mu powiedziałam. 

______________________________

ufff.. udało mi się jeszcze dzisiaj napisać 10 rozdział:)
co sądzicie o nim?
taki tajemniczy ;3
zaczęłam bardziej pisać emocje bohaterów :) lepiej ?

Jak myślicie, Cas powie Justinowi dlaczego się przeprowadziła?
Czy może będzie to dla niej za ciężkie?
Jak myślicie? co ukrywa Casandla?

ZMIENIŁAM TWITTERA, ZNACZY SIĘ ZAWIESILI MI KONTO A WIĘC MAM NOWE :)
@OfficialTalaSt :)

LICZĘ NA KOMENTARZE ;3
A NO I BOHATEROWIE NA TWITTERZE MOGĄ BYĆ MILE WIDZIANI :)
A WIĘC JAK KTOŚ BY CHCIAŁ ZAŁOŻYĆ KONTA BOHATERÓW, TO ŚMIAŁO PISAĆ :)





KOCHANI WAŻNE

Słuchajcie.. wczoraj stało się coś z twitterem. Blokowali bardzo dużo ludzi.
Zawiesili mi 2 moje konta za NIC. 
Jedno konto, @TalaStOfficial mam jeszcze szanse odzyskać bo pokazuje mi się aby przepisać kod z obrazka i po godzinie będzie.
Ale drugie, tam gdzie Was informowałam czyli, @soNelia08 jest już ciężej. Nie mam tego kodu i nie wiem co się dzieje z tym kontem. Wszyscy inni mają a ja nie. 

A WIĘC NA RAZIE, PRZEPRASZAM ALE NIE MOGĘ WAS INFORMOWAĆ GDYŻ NIE MAM TWITTERA NA OBECNĄ CHWILĘ.
MAM CICHĄ NADZIEJĘ, ŻE ODWIESZĄ CHOCIAŻ JEDNO MOJE KONTO :)

co do rozdziału, kiedy będzie?
Postaram się napisać go jutro. Ale nic nie obiecuję.
Jestem chora i źle się czuję.
Postaram się :))


WASZA TALA ST.
@soNelia08 , @TalaStOfficial

W RAZIE PYTAŃ, ZAWSZE JEST ASK :) - http://ask.fm/soNelia08

wtorek, 21 maja 2013

9

9


- Spokojnie, możesz mi powiedzieć - powiedziała Cas, głaszcząc mnie po ramieniu.
- Moje życie stało się bardzo skomplikowane. Pewnego dnia, kiedy miałem 16 lat wszystko się zepsuło. Zacząłem w szkole kolegować się z najgorszymi uczniami. Nie wiem co we mnie wtedy wstąpiło. Kiedy dowiedziałem się, że są oni mniej więcej mordercami od razu wtedy odwróciłem się od nich i nie chciałem mieć z nimi nic wspólnego. Yakumo, Eddy i Burkely, tak się nazywali zaczęli mi grozić. 
- Grozić czym? i dlaczego? - widziałem w jej oczach przerażenie.
- Powiedzieli abym nikomu nie mówił kim tak naprawdę są. Grozili mi.. śmiercią, nie moją, ale rodziny.
- O mój Boże - powiedziała Cas zakrywając usta dłonią.  
- Byłem zastraszany całe 2 lata, dalej jestem. Od wtedy moje życie stało się porażką. Nic mi nie wychodziło, wszystko zaczęło się walić, od tamtego czasu ani razu się nie uśmiechnąłem. Moja rodzina była w zagrożeniu przez ten cały czas. 
- Tak mi przykro. Wiem jak to jest - próbowała mnie pocieszyć.
- Nie, wcale nie wiesz. Nie wiesz jak to jest kiedy tracisz najbliższych, nie wiesz jak to jest kiedy przez kilka lat jesteś zastraszana, nie wiesz jak to jest kiedy najważniejsze dla Ciebie osoby po prostu odeszły.. 
- Odeszły? - zapytała nie dowierzając. W oczach miała łzy.

/flashback/

- Bieber. Myślałem, że mieliśmy umowę. Nikt nie dowie się o naszej robocie to i Twoja rodzina będzie przy życiu - powiedział Yakumo do mnie, zatrzymując się przy moim domu.
- Nie powiedziałem nikomu.
- To na cholerę policja nas szuka?! - krzyknął mi w twarz Burkely.
- Nikomu nie mówiłem.
- Wiesz co jest zabawne? to że żaden z nas Ci nie wierzy - odpowiedział Yakumo.
- Może ktoś po prostu zauważył w jakie gówno się wpakowaliście? 
- Hm.. czyżby Ty? Co byś powiedział na to gdyby tak nagle Twoja rodzina umarła? 
- Zamknij kurwa ten ryj Yakumo! - rzuciłem się na niego. Niestety Eddy i Burkely odciągnęli mnie.
- Przesadziłeś Bieber. Przesadziłeś. Jeszcze się policzymy za Twój niewyparzony język.
- Co innego gdybym go miał. - warknąłem.
- Zawsze byłeś taki wyszczekany, zobaczymy później szmato - wysyczał Yakumo i wraz z swoimi kumplami odszedł

/end/

- Yakumo i jego banda myśleli, że wypaplałem to wszystko policji. 
- A mówiłeś ? - zapytała Cas.
- Zwariowałaś? Dobrze wiedziałem, że jak komuś coś powiem to moja rodzina zginie.
- To dlaczego mówisz to mi? Nie chcę być powodem dlaczego Twoja rodzina umrze. - powiedziała cała wystraszona.
- Już nie muszę się o to martwić.
- Dlaczego?
- Odeszli.
- Jak to? - wyglądała jakby miała się zaraz popłakać.
- Wtedy.. co mnie znalazłaś..

/flasback/

"spotkajmy się w kotłowni B.A.T.R.O.D o 22"

Schowałem telefon do kieszeni. Kto to był? Są tylko 3 osoby, które obstawiam.
Yakumo Araki, Eddy Miller, Burkely Duffield. Nikt inny by nie chciał się ze mną tam spotkać. 
Jest już 20. Zszedłem na dół do rodziny. Muszę powiedzieć rodzicom, że wychodzę o 22.
- Mamo ? -zapytałem stając w progach salonu
- Słucham kochanie? - zapytała.
- Wychodzę o 22 okay? 
- Jasne ale dokąd idziesz? - no i masz.
- Idę się spotkać.
- Czy jest to dziewczyna? - zapytała Jazym.
- Niee.. nie Jazy - odpowiedziałem głaszcząc po włosach moją młodszą siostrę. 
Wróciłem na górę, przebrałem się w koszulę i jeansy, które luźno leżały na moich nogach, opadając w kroczu. Położyłem się na łóżku chwilę odpoczywając. 
A co jak to nie oni? Nie.. na pewno oni. Nikt inny nie chciałby się ze mną spotkać. Mam nadzieję, że nie potrwa to długo. Nie chcę zbytnio patrzeć na te ich pieprzone ryje. 
Nawet nie zauważyłem kiedy wybiła 21:50. Wstałem z łóżko chowając telefon do kieszeni i ruszyłem w stronę opuszczonego placu. Wszedłem ciasnym wejściem do kotłowni. Nie jestem tu pierwszy raz. Nigdy wcześniej tutaj nikogo nie widziałem. Ludzie boją się tu przychodzić. Żenada. 
- A więc jesteś Bieber - powiedział jakiś głos, którego o dziwo nie znałem. Odwróciłem się na pięcie z nadzieją, że zobaczę kim jest ta osoba. Niestety, była cała zakapturzona i ubrana na czarno.
- Kim Ty kurwa jesteś? - wysyczałem przez zęby.
- Masz niewyparzony ryj, Bieber. Nie powiem Ci - opowiedział tym samym tonem co ja.
- Czego ode mnie chcesz? 
- Popatrz. - wyjął z kieszeni jakiś ekranik. Najwyraźniej było coś kamerowane.
- Co to?  - zapytałem.
- Twój dom w obecnej chwili.
- Nagrywasz kurwa mój dom?! na cholerę ?! - warknąłem trochę głośniej.
- Aby coś Ci pokazać, więc łaskawie zamknij swoją padaczkę i oglądaj dalej. - skierowałem wzrok na ekranik po czym zauważyłem jak dom.. po prostu wybucha i tonie w płomieniach.
Nie.. to musi być jakiś photoshop. To jest nie możliwe, przecież przed chwilą wychodziłem stamtąd i było wszystko dobrze. Mama, tata, Jazmyn i Jaxon jeszcze byli w środku i siedzieli w salonie. Nie.. on kłamie.
- Nie Bieber, to nie żaden fotomontaż. To prawda. Zadzwoń do rodziny. Może odbiorą. - wysyczał. Wyjąłem telefon z kieszeni. Wybrałem mamę. Od razu włączyła się poczta. Wybrałem jeszcze numer taty. Też poczta. Zawsze mięli włączone telefony. 
- Ty zdziro zjebana! - krzyknąłem i rzuciłem się na niego. Niestety, moja depresja sprawiła, że stałem się słabszy. Zaczął mnie kopać po brzuchu, po nodze, po głowie. Nie miałem sił. 
Kiedy zauważył, że już ledwo stałem na nogach po prostu uciekł. KTO TO BYŁ!? Ledwo wyszedłem z środka. Zachwiałem się i upadłem. Zemdlałem. Więcej nie pamiętam.
Obudziłem się i zauważyłem, że ktoś nade mną stoi. Jakaś dziewczyna, musiała tu być. Pomogła mi. Byłem przerażony, moje życie po prostu straciło sens. Nie mam po co żyć. Ostatecznie.

/end/

- Ta zakapturzona osoba.. nie wiem czy ją widziałaś..
- Widziałam. - przerwała mi.
- Ona pokazała mi, jak.. mój dom.. wybucha. Była w nim moja rodzina. Już ich nie ma. Już nie mam nikogo. - spuściłem głowę.
- Masz mnie. Możesz mi zaufać przecież. Tak bardzo mi przykro Justin, naprawdę przepraszam że tak nalegałam abyś mi powiedział, nie wiedziałam o co chodzi. Byłeś z nimi zżyty nie?
- Bardzo. Byli dla mnie najważniejsi. - miałem łzy w oczach, To była moja słabość. Zawsze jak o tym myślałem to miałem ochotę się popłakać.Nie nazywajcie mnie mięczakiem, straciłem wszystkich. Nie mam już nic.
- Hej.. jestem tu. - powiedziała i przytuliła mnie. Ręce oplotła mi na szyi. Objąłem ją w pasie i siedzieliśmy tak chwilę. Tego potrzebowałem, wsparcia. To coś czego długo nie otrzymywałem.
Przez te kilka lat grożenia mi, moja rodzina nic nie wiedziała więc nie miała mnie jak wspierać. Czuję się winny. Bo jestem. To najgorsze co mnie w życiu spotkało.
- To wszystko przeze mnie - powiedziałem odrywając się od Cas i powstrzymując łzy.
- Nic nie jest przez Ciebie Justin. Nie myśl tak nawet. To przez tych dupków. 
- Nie wiadomo czy to oni. Nie widziałem twarzy zakapturzonej osoby.
- Skoro znam już Twoją tajemnicę to pomogę Ci przez to przejść.
- Chciałbym się na tej osobie zemścić.
- Pomogę Ci. - powiedziała.
- Jak?
- Dowiemy się kto wyrządził Ci te gówno. Okay?
- Nie chcę Cię w to mieszać Cas. 
- Uwierz, przeszłam już bardzo dużo. Nie odpuszczę. Możesz mówić co chcesz ale pomogę Ci - odpowiedziała uśmiechając się.
- Dlaczego byłaś dzisiaj taka smutna?  zapytałem.
- Nie.. nie ważne - odpowiedziała jąkając się.
- Ej.. ja Ci powiedziałem to i Ty możesz - wiedziałem, że wymięknie. Jestem cholernie ciekawy.
Ja, Justin Bieber oświadczam, że jestem gotów poznać Casandle Dermon.

_______________________________
no i jest 9 rozdział.
Jak Wam się podoba?
Taki trochę dramatyczny no nie?
Jak myślicie, jaką tajemnicę kryje Cas?
Powie mu całą prawdę o sobie? 

poniedziałek, 20 maja 2013

8

8


Zamarłam. Ostatecznie. Wszystkie negatywne emocje płynęły we mnie. Nie wiedziałam co robić, gdzie stanąć, czy płakać. Nic. Stałam wryta w ziemię. Ona nie może.. wystarczy.. nie ważne. 
Zebrałam siły, przełknęłam ślinę, wzięłam klucze, kluczyki do samochodu i wyszłam z domu. Muszę jechać po Justina. Wsiadłam do samochodu. Nie powinnam prowadzić w takim stanie. Nie wiem co się ze mną dzieje. 
Dotarłam pod szpital. Wysiadłam z samochodu trzaskając drzwiami i naciskając na pilocie alarm. Weszłam do środka i pobiegłam do recepcji.
- Dzień dobry. Ja po wypis Justina Biebera. - powiedziałam śmiało.
- Oczywiście. Proszę iść z tym do doktora Awerenca, jest pod salą Justina. - powiedziała recepcjonistka wręczając mi wypis. Poszłam pewnie pod salę. Był tak doktor, tak jak mówiła. 
- Dzień dobry - powiedziałam bez żadnych emocji co było dziwne bo zawsze cieszyłam się z życia. Dobra do czasu aż.. nie ważne. Od pewnego czasu nie, ale nie dawałam po sobie znać. 
- Dzień dobry. Po Justina tak? - zapytał.
- Tak - odpowiedziałam mu wręczając wypis.
- Wejdź do niego, już jest gotowy. Możesz już go zabrać Jakby pogorszyło mu się to bez wahania przyjechać do nas. Na razie nie mogę powiedzieć pani co z nim nie tak. Bo sam jeszcze nie wiem.
- Pewnie - weszłam do środka. Justin siedział na łóżku już spakowany..
- Heeeej - odpowiedział uśmiechając się i wstając by mnie objąć. Nie odwzajemniłam gestu. 
- Cześć.
- Coś się stało ? - zapytał a jego uśmiech zszedł z twarzy.
- Nic. Jedziemy? - starałam się odwrócić temat. Nie odpowiedział tylko wziął torbę i wyszliśmy z sali i szpitala. W milczeniu poszliśmy do samochodu. Całą drogą była cisza. Nikt nie odezwał się ani słowem. To było krępujące. Bardzo. 
- To tutaj - powiedziałam gdy zaparkowaliśmy pod moim domem.
- Nie zła chata - skomentował i wyszedł z samochodu.
- Dzięki - znów oschła odpowiedź.
- Co się stało?
- Nic się nie stało! - podniosłam głos odkluczając drzwi. 
- Przecież widzę. Jeżeli to przeze mnie, przez to, że będę w Twoim domu to spokojnie.. wyniosę się. - odpowiedział spokojnie i skierował się w stronę drzwi.
- Nie Justin! - krzyknęłam za nim.
- Co? - odpowiedział zdziwiony.
- Nie wychodź. Przepraszam, naprawdę głupio mi. - schowałam kosmyk włosów za ucho.
- Nie powinno.
- Ale jest. Chodź, rozgość się - pociągnęłam go za rękę w stronę salonu. Udałam się  do kuchni aby nałożyć nam ciasto i nalać soku. 
- Mmm moje ulubione - powiedział gdy podałam mu talerzyk - dziękuję - uśmiechnął się.
- A widzisz, zapamiętałam - tak, mówił o tym w szpitalu.
Zjedliśmy w ciszy, to było niekomfortowe. Zepsułam wszystko. Po cholerę byłam taka oschła kiedy nic mi nie zrobił? Jestem głupia.
- Może obejrzymy jakiś film? hm? - zaproponowałam.
- Jasne. - powiedział wstając.
- To chodź do mojego pokoju. Tam jest lepszy telewizor - pociągnęłam go za rękę. Ścisnął ją lekko na co uśmiechnęłam się. Dobrze, że byłam do niego plecami. Weszliśmy po schodach do mojego pokoju.
- Rozgość się. - powiedziałam. On natomiast położył się na moim łóżku a ja wybierałam film.
- Chcesz Project X czy Trzy Metry Nad Niebem?
- Project X oglądałem więc to drugie. - odpowiedział bez wahania.
- Okay. - włożyłam płytę do DVD i położyłam się obok niego zachowując sporą odległość.
- Nie gryzę - powiedział i przyciągną mnie bliżej siebie, tak że nasze ciała się stykały.
Oglądaliśmy film komentując go. Było sympatycznie. Przy końcówce popłakałam się. Ryczałam jak opętana.  Wypłakiwałam się na ramieniu Justina a on objął mnie uspokajając.
- Ćśś to tylko film mała - na słowo 'mała' dostałam ciarki.
- Yhym - odpowiedziałam odrywając się od niego i uspokoiłam się. - Ej.. - zaczęłam po chwili ciszy.
- Hm?
- No bo.. wtedy.. w szpitalu.. powiedziałeś, że..
- Powiem Ci co się stało? - dokończył za mnie.
- Yhym.. - jego mina zbladła.
- Jesteś niesamowitą osobą, jako jedyna starasz się mi pomóc, a ja naprawdę to doceniam i.. ufam Ci. - uśmiechnęłam się mimowolnie. - zaczęło się od tego....

JUSTIN'S POV

Nie wiem czemu ale wiedziałem, że mogę zaufać Cas. Była jedyną osobą której zacząłem się zwierzać. Dlaczego? Jest.. wyjątkowa, inna. Wiem, że chce mi pomóc. Zamierzam powiedzieć jej całą prawdę. Nie wiem czy wytrzymam przy tym. Na samą myśl mam ochotę się zabić.
- że.. w ogóle zacznijmy od samego początku okay? Jestem Justin Drew Bieber.. co już wiesz. Urodziłem się 1 marca 1994 roku. Mam 18 lat. Moja mama zaszła młodo w ciążę, miała wtedy 19 lat. Tata zostawił ją i mnie. Nasze kontakty potem się polepszyły. Ojciec zaczął się mną zajmować. Znów się zeszli z mamą. 
- co dalej? - zapytała ciekawa. Wiedział, że zmierzam do czegoś ciężkiego bo dało się to wyczytać po ojej minie, kiedy spuściłem głowę.
- Powiedzieli mi, że mama jest znowu w ciąży. Były to bliźniaki. Jazmyn i Jaxon.

/flashback/

- Justin! Justin zejdziesz na dół? - krzyknęła moja mama z chyba kuchni.
W skowronkach pobiegłem na dół. Byłem taki mega szczęśliwy, że rodzice znów są razem. Są sobie przeznaczeni, i ja to wiem, i oni. Już miną miesiąc od czasu ich powrócenia do siebie. Moje życie staje się piękne.
- Tak ? - zapytałem stając w progach kuchni.
- Mamy dla Ciebie z tatusiem dobrą wiadomość - zaczęła rozmowę a tata pogłaskał ją po brzuchu. Już domyśliłem się o co chodzi.
- No nie gadaj?! - krzyknąłem cały zdziwiony.
- Będą to bliźniacy. - odpowiedziała ze łzami w oczach. 
- O mój Boże! Ale jestem szczęśliwy! Jezus Maria! - podbiegłem do mamy i podniosłem ją przytulając i obróciłem się z nią wokół własnej osi ze szczęścia. Zauważyłem, że płakała.
- Dlaczego płaczesz?
- To są łzy szczęścia Justin. Będzie Was 3.. 3 moich dzieci. - otarłem jej łzę z policzka i ponownie przytuliłem, tym razem oboje rodziców.
Cały podekscytowany wróciłem do swojego pokoju. Przysięgam, był to najlepszy dzień w moim życiu. 

/end/

- Kochałem ich całym swoim sercem. Moja rodzina była dla mnie najważniejsza, zrobiłbym dla niej wszystko. Dosłownie. A jednak nie zrobiłem... - jego twarz, jego ciało, on cierpieli. Bałam się tego co usłyszę. 
- Co masz na myśli? - zapytałam.
- Najgorsza część... 

___________________________________________________________
cześć :)
tu @soNelia08
jak myślicie, o co chodzi Justinowi?
Co się stało z jego rodziną?
Jakie on ma problemy?

JEŻELI CHCECIE BYĆ INFORMOWANI TO PISZCIE.